Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Raphael
Półbóg
Dołączył: 19 Lis 2012
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:00, 20 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Witam po raz kolejny. Czwarty rozdział dla was mam. Oceniajcie i komentujcie.
Rozdział IV „Mroczne wspomnienia”
Obóz Herosów! Przez niektórych zwany Obozem Półkrwi. Wspaniałe miejsce, które po ostatniej wojnie znacznie zubożało. Wojnie z potężną istotą Gają, której wielka armia potwornych demonów i strasznych stworów odebrała życie najsilniejszym herosom współczesnego świata. W wielkiej bitwie pod Wrotami Śmierci, legendarnymi drzwiami boga Tanatosa, zginęła nie tylko dziewczyna Percy’, ale także jego najlepszy przyjaciel Nico Di Angelo, który w ostatniej chwili przyszedł na odsiecz ze swoją armią szkieletów. Syn Hadesa podobnie uczynił podczas II wojny z Tytanami, tzw. Bitwie o Manhattan, gdzie w ostatniej chwili przybył pomóc herosom. To właśnie jemu w pewnym sensie Percy zawdzięcza zwycięstwo półbogów nad potężnymi tytanami. Jednak tym razem Nico nie miał szczęścia. Jak pewne przysłowie mówi, „ nic nie dzieje się dwa razy”. Wyczerpany wywoływaniem szkieletów do walki z przebrzydłymi potworami, w końcu zginął przez w połowie obudzoną Matkę Ziemię. Jednakże Nico di Angelo, w przeciwieństwie do Percy’ego nie był smutny z powodu swojej śmierci, albowiem jego marzenie w końcu się ziściło: spotkanie ze swoimi ukochanymi siostrami, Biancą i Hazel, z którymi mógł na wieczność zamieszkać w pałacu swego ojca. Nica odkrzyknięto bohaterem obu obozów, albowiem jest jeszcze jeden obóz, który współpracował z greckimi półbogami, tak jak to było w znaczeniu Przepowiedni Siedmiorga. Owa grupa nazywała się Obozem Jupiter, który w swoim składzie ma herosów, rzymskiego pochodzenia. On też poniósł wielkie straty w swoich ludziach: Hazel i Frank. Natomiast Jason Grace, rzymski, że tak powiem odpowiednik, Percy’ego Jacksona wyszedł cało z tego bałaganu. Po bitwie zaś postanowił odejść z Obozu Jupiter wraz ze swoją ukochaną Piper McLean. Tak dobrze słyszycie, nasz dzielny syn Jupitera wybrał córkę Afrodyty i razem z nią przeżywa teraz wspólne przygody. Jego była dziewczyna Reyna przyłączyła się do swojej starszej siostry Hylli, by pewnego dnia zastąpić ją jako królowa Amazonek.
Wróćmy jednak jeszcze do Obozu Półkrwi, bowiem do tego właśnie miejsca trafił nasz bohater, Raphael Skywer. Na pierwszy rzut oka można by rzec zwykły heros, jak wszyscy półbogowie w tym obozie. Nasz bohater właśnie chodził za rudą dziewczyną, która Chejron przedstawił mu jako Rachel Elizabeth Dare . Nastolatka oprowadzała go po miejscu, w którym w przyszłości będzie spędzał prawdopodobnie każde wakacje. Chłopak nie za bardzo słuchał dziewczyny, która teraz biadoliła o jakiś truskawkach:
- Śmiertelnicy, gdy przybywają tutaj widzą tylko dużą plantację truskawek, które im sprzedajemy. Tak zarabiamy pieniądze. Przecież obóz musi się jakoś utrzymać. Za te pieniądze kupujemy różne potrzebne artykuły takie jak papiery toaletowe czy ubranka jakieś fajne.
Chłopaka bardziej interesował sam obóz. Widział piękne zadrzewione miejsce z dostępem do morza Long Island. Niedaleko stały dwie podkowy małych domków, które razem na pewno dawały pisaną literę E. Tu i tam chodziły dzieci w różnym wieku do lat 10 do lat prawie 20. Niektóre się z nim witały i mówiły Dzień dobry. Inne zaciekawione obserwowały go z daleka zastanawiając się kto może być jego boskim rodzicem. Natomiast po lewej stronie obozu amfiteatr na świeżym powietrzu, podobny do tego, który widział w podręczniku do historii. Dalej za szumiącymi drzewami było miejsce do robienia nocnych pikników ogniskowych, w czasie których śpiewa się pieśni biesiadne i opowiada straszne historie. Przy ciągle palącym się małym ognisku Raphael zauważył małą dziewczynkę, która z odrazą na niego spojrzała. Chłopak się wzdrygnął i odwrócił od niej głowę i zaczął słuchać Rachel, która teraz mówiła o domkach:
- Jak widzisz, po prawej stronie są domki. Każdy bóg ma swój własny domek, do którego trafiają jego dzieci. Kiedyś tych chatek było mniej, ale gdy Percy zmusił bogów do przyznania się do swoich pociech i ich szanowania, do obozu zaczęło przybywać więcej półbogów. Zaakceptowani zostali również dzieci pomniejszych bóstw i musieliśmy zbudować nowe domki. Wszystkie chatki są zajęte, za wyjątkiem domku Hery, która nie ma śmiertelnych dzieci, gdyż jest boginią wierności i to jej nie przystoi. Artemida też nie ma dzieci przez jej fanaberie, ale w jej chałupce mieszkają czasami łowczynie.
Raphael był bardzo ciekaw, do którego domku trafi. Kto jest jego boskim rodzicem, jego prawdziwym ojcem? Teraz już wiedział dlaczego matka wmówiła mu, że jego tata nie żyje. Ona musiała wiedzieć, że luby tak naprawdę był bogiem, a nie żadnym głupawym śmiertelnikiem. Za pewne nie chciała, by jej syn wylądował tutaj, w Obozie Herosów. Domyślił się, że nie chciała stracić swojego dziecka, że go naprawdę kochała, ale nie umiała tego wyrazić, więc ukrywała uczucia za maską zwaną praca. A może jednak matka nie wiedziała o boskiej stronie taty? Na to pytanie Raphael nie umiał odpowiedzieć.
Tymczasem Rachel Elizabeth Dare stanęła, a zamyślony nastolatek wpadł na nią. Dziewczyna zachwiała się i upadła na ziemię, zaś Raphael zdołał opanować równowagę
- Dlaczego stanęłaś? –zapytał podając rękę – Co się stało?
Dziewczyna z pomocą chłopaka podniosła się. Rozejrzała się niepewnie, otrzepała swoją aksamitną, fioletową sukienkę, poprawiła złoty diadem na głowie i przygładziła swoje rude, długie włosy. Była to piękna dziewczyna. Raphael tego wcześniej nie zauważył, ale teraz zobaczył jej zdumiewającą urodę. Szczególnie zainteresowały go błękitne oczy dziewczyny, które przypomniały mu o matce, gdyż miała takie same. Jednak nie dał się poznać po Rachel, że się mu spodobała.
- Nic, tylko troszkę się zamyśliłam – spojrzała w jego oczy – wiesz, jestem wyrocznią delficką. Często mi się to zdarza. Ostatnio coraz częściej.
- Wyrocznią delficką? – zaciekawił się – To znaczy, że przepowiadasz przyszłość?
- Tak –odrzekła Rachel – Na ogół tych przepowiedni nie pamiętam. Osoby, które są świadkami mojego odlotu mówią, co powiedziałam. Ale ostatnio, w czasie bitwy o Wrota Śmierci poczułam dziwne ukłucie. To był znak, że herosi wygrali, a Gaja została pokonana. Właśnie wtedy wypowiedziałam przepowiednię, którą o dziwo zapamiętałam. Wiedziałam wtedy co mówię.
- Niech zgadnę – rzekł Raphael – Nikomu o tej przepowiedni nie powiedziałaś. Zostawiłaś to w sekrecie.
- Tak – powiedziała winnym tonem – Nikomu jej nie wyjawiłam, nawet Chejronowi. Teraz muszę to naprawić. Nie mogę trzymać przepowiedni w sekrecie. To mnie powoli zabija. Umrę, jeśli Ci nie powiem.
- Czekaj! Jak to mnie? – zaprotestował chłopak – Czemu nie powiesz temu centaurowi?
- Bo wiem, że ona dotyczy Ciebie – odpowiedziała – Ty zaś, jeśli będziesz chciał, wyjawisz pozostałym.
- Jesteś pewna, że ta przepowiednia dotyczy mnie? – zapytał upewniając się.
Dziewczyna potrząsnęła głową na znak, że tak. Gdy Raphael ogłosił gotowość, Rachel Elizabeth Dare zamknęła oczy. Podniosła głowę na jego wysokość. Jej delikatne ciało otoczyła mała zielona poświata. Dziewczyna po chwili otoczyła oczy, które przybrały kolor zieleni. Rachel przemówiła, jakby nie swoim głosem wyjawiając chłopcu przepowiednię, która na zawsze może odmienić jego los.
Potomek tego, z który ziemi jest zrodzonym.
Zwróci się przeciwko przyjaciół najbliższym,
Zaś powstały z miłości paladyn ciemności,
Wyprowadzi z Cienia duszę ku własnej woli,
Armia mroku w równonoc z mocą powstanie
I śmierć herosa potęgą emanującego nastanie.
Tymczasem Percy Jackson, tak jak przykazał mu Chejron przyszedł do swojego domku o numerku 3. Chatka miała prostą budowę i była w kształcie długiego prostokąta. Domek ze drewna był pomalowany na ulubiony kolor chłopca: niebieski. Chatka nic praktycznie się nie zmieniła od ostatnich lat, za wyjątkiem dachu, który teraz był dwuspadowy i pokryty muszelkami. Chłopiec przez chwilę patrzył na domek, potem westchnął i wszedł do środka. W chatce nie było nikogo, nawet jego ukochanego brata cyklopa Tysona, który całe dnie spędzał na Olimpie, gdzie wykonywał swoje generalskie obowiązki, lub w pałacu ojca. Chłopiec położył plecak na swoim łóżku i rozejrzał się po zimnym wnętrzu. Zaraz potem tego pożałował, gdyż na z jednej ze ścian zauważył zdjęcie swojej zmarłej dziewczyny, Annabeth. Zapomniał w zeszłym roku ściągnąć tę fotografię. Zaklął pod nosem, podszedł do ściany i zerwał zdjęcie. Popatrzył na nie. Na zdjęciu była ona i on, tuż przed ostatnim pocałunkiem, patrzyli na siebie czule i uśmiechali lekko. I właśnie wtedy wspomnienia wróciły. Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie w szpitalu, kiedy przybył do obozu, ich pierwszy pocałunek w Górze St- Helens, ich pierwszą kąpiel w jeziorku tuż po zwycięstwie nad Kronosem , ich pierwsze spotkanie po 198 dniach rozłąki, kiedy on przebywał w Obozie Jupiter i jej śmierć:
*Wspomnienie*
- ANNABETH, ANNABETH!? – krzyczał szukając jej – ANNABETH , GDZIE JESTEŚ!?
Dziewczyna słyszała go, ale nie dawała znaków życia, nie odpowiadała. Nie chciała być już z nim. Nie dlatego, że go nie kochała, ale dlatego, że bała się jego śmierci. On jest wart zbyt dużo, a ja nie jestem warta niczego, on musi żyć, by pomóc innym, mówiła w duchu. Stała nad przepaścią, w jaskini Matki Ziemi. Gotowała się do skoku. Chciała oddać swoje życie Gai, by ta oszczędziła chłopaka.
-ANNABETH!! – kolejne krzyki – ODEZWIJ SIĘ!!
Skupiła swe myśli i zapytała jeszcze raz Matkę Ziemię.
- Obiecasz? – zapytała szeptem dziewczyna – obiecasz go oszczędzić?
- Ja zawsze dotrzymuję słowa (przysięgi), córko Ateny. – odrzekła sennym głosem Gaja.
Nagle do jaskini wszedł on, Percy Jackson, jej ukochany. Dziewczyna spojrzała na niego po raz ostatni, twarz miała zapłakaną. Chłopak stanął zamurowany nie wiedząc co się dzieje. Annabeth Chase następnie skoczyła.
- NIEEEEEEEEEEE!!!! – zawył chłopak – TO TWOJA SPRAWKA GAJO! PRZYSIĘGAM, ŻE TEGO POŻAŁUJESZ!!! ZAPŁACISZ ZA WSZYSTKO CO UCZYNIŁAŚ MNIE I MOIM PRZYJACIOŁOM!!!
* Koniec wspomnienia *
To wspomnienie wywołało wielki ból u Percy’ego Jacksona. Chłopak skulił się na łóżku, cały czas trzymając zdjęcie i zaczął płakać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Raphael dnia Sob 19:56, 19 Sty 2013, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Michał
Półbóg
Dołączył: 20 Lis 2012
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:05, 20 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Smutne wspomnienia
Ale i tak masz to kontynuować
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raphael
Półbóg
Dołączył: 19 Lis 2012
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:07, 20 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
No i witam. Już piąty rozdział dla was mam.
Rozdział V „Bitwa o Sztandar”
Minęły trzy dni odkąd Raphael i Percy przybyli do Obozu Półkrwi. Chłopak bardzo zaprzyjaźnił się z innymi herosami. Chętnie brał udział w wielu zabawach i wszystkim pomagał. Doszło do tego, że stał się bardziej popularny od syna Posejdona. Wszyscy zaś podziwiali wielką moc Raphaela. Jednak nikt nie wiedział kim był jego ojciec, nawet sam młodzieniec się nad tym nie zastanawiał. Półbogowie natomiast rozmawiali wszędzie o jego prawdopodobnym boskim rodzicu. W swoich domkach, na arenie walk, w amfiteatrze, nawet na ognisku. Wszędzie dało się się słyszać:
- Kto jest jego ojcem? –pytał jeden.
- Ale dlaczego jeszcze nie został uznany? Przecież bogowie obiecali Percy’emu –mówili inni.
- Może to Boreasz, skoro panuje nad wiatrami? – rozmyślali trzeci.
- Ma siedemnaście lat i jeszcze nie został uznany? – zastanawiali się kolejni.
- Czemu mieszka u Percy’ego, a nie w domku nr.11? – pytali następni.
Nikt nie wiedział, prócz dwu osób, a byli nimi właśnie Percy Jackson i Chejron. Tylko oni wiedzieli, że Raphael jest potężnym herosem, że jest synem tytana. Ale którego? Tego nie byli w stanie wymyślić. Nie znali, zwłaszcza Chejron, żadnego tytana, który mógłby władać powietrzem i wpływać na pogodę.
Jednak trzeciego dnia te pytania ustały. Nikt już nie zadawał pytań, kto jest boskim rodzicem Raphaela. Teraz liczyło się tylko jedno, Bitwa o Sztandar. Wydarzenie, które jest jakby powitaniem nowego herosa. Zawsze po trzech dniach wszyscy grupują się na dwie grupy i szykują się do walki. Cała bitwa dzieje się w lesie. Zadaniem każdej drużyny jest przedostanie się do terytorium wroga i zdobycie tytułowego sztandaru.
O godzinie, ja wiem około 16:00 wszyscy herosi zebrali się w amfiteatrze. Chejron wyszedł na środek, rozejrzał się po z każdej grup, a następnie odchrząknął i potem:
- Jak za pewne wiecie – krzyknął spokojnym głosem – trzy dni temu przybył do nas Raphael Skywer! Na razie nie wiemy, kto jest jego ojcem, ale już nie długo się dowiemy! Jednak trzeba godnie przywitać naszego herosa! Właśnie dlatego rozegramy Bitwę o Sztandar! Walczcie honorowo i uczciwie! Nie chcę kolejnego rozlewu krwi, tak jak ostatnio! To nie ma być uliczna rzeź, lecz poważna zabawa. Tak więc bawcie się dobrze. Na mój znak!!!
Raphaela słowa Chejrona trochę zniesmaczyły. Umiał walczyć, dowiódł tego staczając wiele walk z Percym na arenie. Nawet parę razy go pokonał. Stoczył też kilka pojedynków również z innymi herosami, nawet z głupimi, śmiesznymi, podobno nie bliźniakami, Travisem i Connorem Hoodami. Jednak te walki były tylko zabawą, gdzie można było trochę się nauczyć walczyć machania mieczem i pośmiać się czasem. A Bitwa o Sztandar ma być poważną „wojną”, gdzie nikt nie będzie patrzył na to czy walczy wrogiem z najlepszym przyjacielem, a to jest trudne do zrozumienia, zwłaszcza dla kogoś kto nie lubi się bić. Takim herosem był nasz bohater.
Jego strach zauważył drobniutki heros, który siedział obok niego i Percy’ego. Miał krótkie, brązowe i rozczochrane włosy i elfie uszy. Przy sobie nosił wielki pas z narzędziami. Chłopiec bawił się malutkim silniczkiem, najwyraźniej nie mogąc siedzieć bezczynnie. Jego twarz była wesoła i uśmiechnięta.
- Nie bój żaby, stary – rzekł wesoło – Tu nikt nie umiera! No, może ktoś raz na kilka lat zostaje ciężko ranny i umiera w wielkich męczarniach! Potem tatulek lub mamuśka się nad nim litują i zamieniają w drzewo, a magiczne futerko budzi go z martwych. Potem ten ktoś przyłącza się do grupy szalonych feministek, które polują na facetów i zamieniają ich w małe WIEWIÓRKI!
Te słowa nie pocieszyły naszego bohatera. Elfi chłopak najwyraźniej nie wiedział co mówił.
- Yyyy… Ok – odrzekł niespokojnie – jakoś mnie to nie pocieszyło. Jak masz na imię?
- Tylko mi nie mów, że nie znasz starego Leona Valdeza –odpowiedział ze śmiechem w ustach – najlepszego, najfajniejszego, najdzielniejszego BOHATERA w dziejach herosów!
Ten chłopak nie wiedział co to znaczy skromność. Raphael miał ochotę mu odpowiedzieć, ale nie zdążył, gdyż właśnie zabrzmiał gong, który oznaczał rozpoczęcie Bitwy o Sztandar.
Raphael był w grupie razem z Percym. Ich drużyna, składająca się z dzieci Hefajstosa, Afrodyty, Hermesa, Iris i Ateny, walczyła przeciwko całej reszcie. Chłopak był bardzo zdenerwowany.
- Percy co robimy? – zapytał niespokojnie
- Stań na obronie! Będziesz bronił naszego terytorium przed wrogimi jednostkami – odrzekł Percy odbiegając – jesteś bardzo szybki i zwinny. Z łatwością obronisz się przed atakami Clarisse.
- Percy! Czekaj! – krzyknął za nim – Ja nic jeszcze nie wiem. Przed kogo atakami?
Jednak syn Posejdona już nie usłyszał jego krzyków. Raphael stał tak sobie na środku lasu, którego jeszcze całkiem nie poznał, broniąc jakiejś idiotycznej flagi i grając w grę, za którą za bardzo nie przepadał. Od czasu do czasu pojawiali się członkowie przeciwnej drużyny, to wtedy odsyłał ich swoimi podmuchami powietrza. Nudziło mu się niemiłosiernie. Percy świetnie się bawi, zdobywając sztandar, a on musi tu stać jak kołek. Wtedy zaczął się powoli wkurzać na swojego przyjaciela, że go tak wykołował. Gdzieś tam ćwierkały ptaszki, które go irytowały. Nagle usłyszał dziwne dźwięki, najprawdopodobniej dochodziły z drzew. I wtedy tuż przed nim pojawiła się postać potężnej dziewczyny. Nie wyglądała ona za ładnie Była ubrana w czerwono-złotą zbroję, a jej oczy miały barwę piekieł.
- No kogo my tu mamy? – rzekła grubym, męskim głosem – Nasz słodki, nowiuteńki herosik!
Raphael dokładnie wiedział kim jest ta dziewczyna!
- Clarisse. – powiedział cichym głosem – córka Aresa, boga wojny.
- Tak, to ja – odrzekła wesołymi oczami –coś ci powiem. U nas istnieje taki zwyczaj, że ja zawsze muszę skopać tyłki nowym heroskom. Tak się złożyło, że teraz jesteś nim ty. Nie udało mi cię wsadzić do kibelka, więc zadowolę się zmiażdżeniem Ciebie w walce!
- Chejron powiedział, że nie chce kolejnego rozlewu krwi – odpowiedział bez strachu Raphael.
Do obserwujących dzieci Aresa przyłączyły się kolejne grupy. Przybyły dzieci Hefajstosa, Ateny i Afrodyty. Zgromadził się cały obóz, aby zobaczyć rozmowę i walkę między Clarisse, a nowym. Jedynym, który chciał do tego nie dopuścić był Percy Jackson:
- Clarisse, zostaw go! – krzyknął – on ci nic nie zrobił!
- Zamknij się Persiu – odkrzyknęła córka Aresa – a co do Ciebie nowy to mam gdzieś to co mówi ten głupi centaur. Dla mnie liczy się dobra zabawa, a tą zabawą jest skopanie tyłków nowym.
Do zgromadzenia przybył Chejron, usłyszał wszystko co powiedziała dziewczyna , ale nie próbował przerywać rozmowy. Percy zaprotestował, ale jego mentor odpowiedział mu cicho:
- Daj im walczyć, Percy. Czuję, że w końcu się dowiemy, kto jest ojcem twego przyjaciela, a pamiętasz, że moje przeczucia zawsze się sprawdzają.
- Patrzcie i podziwiajcie jak pokonuje tego młokosa!! – ryknęła Clarisse.
Następnie zwróciła się do Raphaela, który spokojnie i pewnie stał. Nie bał się jej, albowiem był pewny swej mocy. Czekał tylko na odpowiedni moment.
- Widziałam jak na arenie pokonałeś wielu herosów! – warknęła do niego, bawiąc się swą włócznią – udało ci się pokonać nawet Percy’ego, ale wiedź, że mnie nie pokonasz.
Zaatakowała go swoją elektryczną włócznią. Raphael szybko wyciągnął miecz, który sobie wybrał z zbrojowni i odparował atak. Następnie szybko się przemieścił. Zdezorientowana Clarisse atakowała na go oślep. Nasz bohater szybko unikał jej ataków i doskonale odparowywał ataki córki boga wojny. Pogoda zrobiła się nieprzyjemna i zaczęło wiać. Zdenerwowana dziewczyna w końcu poraziła go prądem. Nieźle to wstrząsnęło chłopakiem, który upadł na ziemię. Wtedy Clarisse wzięła go za ubranie i rzuciła go na drzewo. Widząc to Percy próbował pomóc kumplowi, ale Chejron go powstrzymał. Tymczasem Raphaelowi nic się wielkiego nie stało. Miał lekko obolałe ciało i krew leciała mu z ust. Miał dosyć tej walki. Wyciągnął swoją prawą rękę w stronę dziewczyny i zacisnął pięść. Córka Aresa zaczęła kaszleć i ciężko oddychać, jakby się dusiła. Ruszała niespokojnie rękami, a w jej oczach był strach. Już nie była tą samą Clarisse. Stała się bezbronna. Wtedy Raphael podniósł prawą rękę i rzucił dziewczynę na drzewo. Dziewczyna mocno wpadła na korę, upadła na ziemię i zemdlała. Na szczęście żyła. Niektórzy bili brawo herosowi, inni mieli strach w oczach, jakby bali się go. Natomiast chłopak był spokojny, ale w duszy był szczęśliwy. Nagle poczuł ból w głowie i usłyszał cichy szept. Po minach pozostałych widać było, że również to słyszą. Jednak potem już nic nie czuł. Szept przejął nad nim kontrolę.
- Jestem dumy z mojego syna – mówił cicho głos – teraz jest gotowy by odnaleźć berło odrodzenia i pomóc mi powrócić. Dni rządów bogów dobiegają końca. Czas, by starsi powrócili na tron. Ja, niebo w czystej postaci, Uranos, zamierzam odzyskać władzę i na znak zemsty na moim synu, Kronosie, zniszczyć Olimp. Hahaha.
Po chwili Raphael odzyskał przytomność. Leżał na ziemii nie bardzo wiedząc co się stało. Pamiętał, że głos, który od wielu miesięcy go dręczy w snach przejął nad nim kontrolę. Otworzył oczy i zobaczył klęczących i kłaniających się mu wszystkich obozowiczów i Chejrona, który widząc jego przebudzenie rzekł do niego tymi słowami:
- Witaj w Obozie Herosów Raphaelu Skywer, synu Uranosa, Pana Nieba.
Chłopak nie do końca zrozumiał co te słowa oznaczają. Wiedział jedno, że właśnie się dowiedział, kto jest jego ojcem. Raphael okazał się być synem tytana, samego Uranosa. Teraz wszyscy to wiedzieli.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Raphael dnia Wto 21:07, 20 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Michał
Półbóg
Dołączył: 20 Lis 2012
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:09, 20 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Weeee kolejny rozdział
Człowieku w tym tempie dzisiaj wrzucisz wszystkie ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raphael
Półbóg
Dołączył: 19 Lis 2012
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:11, 20 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Cześć! Szósty rozdział wam daję. Oceniajcie i komentujcie.
Rozdział VI "Córka Ateny"
Po wstrząsającym zakończeniu Bitwy o Sztandar całe dotychczasowe życie Raphaela runęło jak wieża zniszczona machnięciem jednej ręki. Wystarczyło jedno zemdlenie spowodowane przez własnego ojca, by wszyscy uznali go za mordercę i łotra. Obozowicze, którzy wcześniej uwielbiali go i prosili o pomoc w prawie każdej sprawie, teraz patrzyli na niego spode łba i unikali zawzięcie. Raphael znowu się stał wyrzutkiem, jakim był mieszkając w Europie. Każdy dzień w Obozie Herosów spędzał na arenie, gdzie ćwiczył walkę na miecze, a że nie miał z kim walczyć to ćwiczył na manekinach. Arena była jedynym miejscem, gdzie nikt mu nie przeszkadzał i gdzie nikt go nie obgadywał, bowiem od czasu Bitwy od Sztandar, czyli jakieś 5 dni temu żaden obozowicz tam nie chodził. Każdy wiedział, że to ulubione miejsce Syna Uranosa. Właśnie, syn Uranosa, Raphael na początku nie mógł znieść, że jego ojcem tytan, jednak potem go to w ogóle nie obchodziło kim jest jego bodaj się boże tatuś.
Jest około godzina 11:00. Chłopak jak zwykle tego dnia przebywał na arenie, ćwicząc. Właśnie udało mu się wykonać ruch na manekinie , którego Percy go wczoraj nauczył, kiedy usłyszał dziewczęcy spokojny i życzliwy głos:
- Nie przejmuj się nimi.
- Czym?- warknął, nie wiedząc do kogo mówi i odciął głowę manekinowi.
Po czym się obrócił trzymając miecz w prawej ręce niczym laskę. Na arenie nie było nikogo, …za wyjątkiem jednej dziewczyny. Miała ona jasne blond włosy, podobne do niego i brązowe oczy. Ubrana była w pomarańczowo-beżową tunikę z logiem obozu i niebieskie jeansy. Jej twarz była delikatna, a spojrzenie inteligentne.
- No tymi głupimi obozowiczami – z jej słodkiego tonu wypływała mądrość – oni nie wiedzą co mówią. Oceniają Cię tylko dlatego, że jesteś synem złego tytana. Nie wiedzą co masz w sercu. A co do Clarisse to sama sobie zasłużyła. Ty nie chciałeś z nią walczyć, a ona Cię do tego zmusiła.
- T..Ty jesteś Anaya – zająknął się – córka Ateny. J..jesteś siostrą..
- Siostrą Annabeth – dokończyła dziewczyna – Po jej śmierci zostałam nową grupową domku Ateny. Przejdziesz się?
Zanim zdążył odpowiedzieć, dziewczyna podeszła do niego. Wsadziła głowę manekina na odpowiednie miejsce. Następnie odwróciła się do niego. Przez chwilę tak stali i patrzyli sobie w oczy. Raphael poczuł dziwne ukłucie w sercu. Już kiedyś to czuł, kiedy rozmawiał z wyrocznią delficką, Rachel Elizabeth Dare, ale to uczucie było znacznie silniejsze. Raphael nie do końca rozumiał co to znaczy. Nigdy nie miał dziewczyny, wiec nie wiedział jak wygląda miłość czy zakochanie się. Tymczasem dziewczyna zbliżyła się do niego i podała mu rękę.
- No to jak? – zapytała ciepłym uśmiechem – Sprawisz mi tą przyjemność i pójdziesz ze mną na spacer?
Chłopak potrząsnął głową, zgadzając się i schowawszy miecz, podał córce Ateny swoją rękę.
Raphael i Anaya szli powoli, trzymając się za rękę. Jednak zarówno syn Uranosa, jaki i córka Ateny patrzyli w inną stronę. Chodzili tak okrążając całą arenę. Nagle z oddali rozbrzmiały spokojne dźwięki . To rozbrzmiewała muzyka z amfiteatru. Zapewne odbywała się jakaś impreza, prawdopodobnie na powitanie Dionizosa, boga wina i winorośli, byłego dyrektora Obozu Półkrwi, który miał przybyć w odwiedziny. Muzyka rozbrzmiewała coraz głośniej. Powolne ruchy Raphaela I Anaya coraz bardziej przypominały ruchy taneczne. Pogoda była piękna i można było czuć lekki i przyjemny wiaterek. Chłopak spojrzał na dziewczynę, a ona na niego. Patrzyli sobie w twarz, obserwując wzajemnie swoje oczy. Podali sobie drugie ręce i zaczęli tańczyć. Ich taniec przypominał walca, a jednocześnie nim nie był. Właściwie to nie przypominał żadnego tańca. Nawet ich ruchy nie chodziły w parze z rytmem muzyki, która rozbrzmiewała w tle.
- No i co powiesz? – zaciekawiła się dziewczyna – Percy nie odwrócił się od Ciebie po Bitwie o Sztandar?
- Nie – odrzekł Raphael nadal patrząc na twarz Anaya– jest jedyną osobą w obozie, która się ode mnie nie odwróciła.
- Jedyną – rzekła cicho, tak, by chłopak nie usłyszał. Dziewczyna w przeciwieństwie do swoje matki była skromna. Tę cechę odziedziczyła po ojcu śmiertelniku.
Muzyka ucichła, lecz chłopak i dziewczyna tańczyli, jakby tego nie zauważyli, jakby to ich nie obchodziło. Ich twarze z każdą minutą zbliżały się do siebie. W końcu tak się zbliżyli, że syn Uranosa i córka Ateny zamknęli oczy i pocałowali się. To było niezwykłe uczucie, zwłaszcza dla Raphaela.
Tak zaczęła się miłość między córką Ateny i synem Pana Nieba.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Raphael dnia Śro 15:32, 21 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raphael
Półbóg
Dołączył: 19 Lis 2012
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:44, 21 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Witajcie. Przepraszam, że pod moim postem, ale kolejny rozdział wstawiam. Oceniajcie i komentujcie.
Rozdział VII „Zdrada Przyjaciela”
Każdego dnia związek miłosny między synem Uranosa, a córką Ateny, się rozrastał i stawał coraz twardszy. Chodzili ze sobą już trzy tygodnie. Młodzi spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Raphael praktycznie już nie bywał na arenie. Wszyscy w obozie wiedzieli o związku między nim, a Anayą. Jej bracia i siostry, a także wszyscy inni obozowicze próbowali ją odwieść od tego związku. Praktyczne co godzinę namawiali dziewczynę, aby zerwała z chłopakiem, że on w końcu ją krzywdzi, że ją zawiedzie, że postąpi z nią, tak jak z Clarisse.
- Odczepcie się ode mnie i Raphaela! – ryknęła w końcu na gnębiących ją półbogów – on nic wam nie zrobił, a ta głupia Clarisse sama się prosiła o to!!!
Raphael nie był gnębiony przez obozowiczów tak jak Anaya. Przede wszystkim dlatego, że wszyscy bali się z nim spotkać, być obok niego blisko, nie mówiąc o rozmowie z nim. Syn Uranosa był z tego powodu zadowolony. Uwielbiał samotność i nie chciał mieć na karku bandę głupich dzieciaków. Wszystkie chwile oprócz Anayi, spędzał także z swoim najlepszym przyjacielem, który nawet od tej Bitwy od Sztandar i dowiedzeniu się o Uranosie, nie odwrócił się od niego i trwał przy nim nadal.
Tymczasem Percy Jackson stał się dziwny od momentu, kiedy Raphael i Anaya zaczęli ze sobą chodzić. Związek jego przyjaciela bardzo mu przypomniał o Annabeth. Syn Posejdona bardzo tęsknił za swoją córką Ateny. Czasami miał dziwne myśli, aby zejść do Podziemia do Hadesu i wyrwać ją stamtąd. Wiedział, że jego zmarła dziewczyna jest w Elizjum, czyli w miejscu, w którym przebywają bohaterowie. Tam dziewczynie nic nie grozi, tam niczego jej nie braknie, tam ma swoich najlepszych przyjaciół, mówił w duszy. No właśnie przyjaciół, Percy tego najbardziej się bał. Wiedział, bowiem, że w Elizjum jest Luke Castellan, były ukochany Annabeth. Luke zginął w czasie bitwy z tytanami, kiedy kontrolę przejął nad nim Kronos, dowódca tytanów. Krótko przed jego śmiercią córka Ateny powiedziała mu, że zawsze kochała go jak brata. Jednakże Percy Jackson wiedział, że ludzie im więcej przebywają razem ze sobą, tym bardziej coś do siebie czują. Syn Posejdona bał się, że Annabeth ponownie zakocha się w synu Hermesa, ale miłością prawdziwą i zapomni o nim. Tego najbardziej się obawiał.
Piękny, słoneczny dzień lata. Lipiec niedawno się zaczął. Truskawki zaczęły powoli kwitnąc i herosi musieli je zbierać i sprzedawać potencjalnym kupcom, czyli śmiertelnikom. Jednak nie wszyscy pomagali w zbieraniu owoców. Niektórzy wylegiwali się na słońcu, inni ćwiczyli na arenie, a jeszcze inni wystawiali letnie Dionizje na część boga wina i winorośli, Dionizosa, bowiem gdyby tego nie uczynili to niezbyt uprzejmy bóg, by zamienił ich w winogrona.
Natomiast Raphael i Anaya, jak każdego dnia spacerowali sobie po obozie, trzymając się za ręce i patrząc sobie w twarz. Co jakiś czas dawali sobie miłosne buziaczki. Jednak nadal nie potrafili wyznać sobie prawdziwych uczuć. Raphael z natury nieśmiała osoba za każdym razem, gdy spojrzał na córkę Ateny zaczął się jąkać, zaś Anaya jako dziecko bogini mądrości wiedziała o wszystkim co ją otacza , ale nie wiedziała jednego. Co to jest miłość? Jaki ma sens? Za nic nie potrafiła zrozumieć miłości, ani odpowiedzieć nawet na pytanie, czy rzeczywiście Raphael jest tym jedynym. Oczywiście wszystkiemu temu winna była jej matka, która w nigdy życiu nie zaznała tego uczucia. Anaya zastanawiała się co czuła Annabeth, gdy myślała o Percym. Bardzo żałowała, że nigdy o to jej nie zapytała.
Dziewczyna więc postanowiła porozmawiać z Percym Jacksonie o miłości i Raphaelu. Kiedy syn Uranosa poszedł do Chejrona, by nim o czymś porozmawiać, Anaya przemknęła do domku nr 3. Zastała Percy’ego Jacksona na stopniach przed drzwiami chatki i patrzącego na zdjęcie. Domyśliła się, że to fotografia Annabeth.
- Tęsknisz za nią co? – zagadała do niego.
Percy wzdrygnął się, gdy ją usłyszał. Niechcąco wyrzucił zdjęcie na ziemię. Szybko stanął i je podniósł.
- Och.. ee. W.. Wybacz, nie zauważyłem ciebie – odrzekł jąkając się – Tak, bardzo za nią tęsknię.
Dziewczyna podeszła do niego i wzięła od niego fotografię , chłopak nie protestował. Anaya spojrzała na zdjęcie, na którym zobaczyła szczęśliwą i uśmiechniętą parę, krótko przed pocałunkiem. Córka Ateny posmutniała. Była szczęśliwa w związku z synem Uranosa, lecz gdy zobaczyła scenę na fotografii, zrozumiała, że przy miłości Percy’ego i Annabeth, jej związek jest tylko głupim, krótkotrwałym zauroczeniem. Jeszcze nigdy nie widziała tak radosnej i szczęśliwej pary, jak tą na zdjęciu.
- To piękne zdjęcie – powiedziała ze złami w oczach – ja nigdy nie będę tak szczęśliwa jak wy.
Opuściła zdjęcie, uklękła i rozpłakała się na dobre. Percy podszedł do niej. Pomógł jej podnieść się, a następnie spojrzał w twarz dziewczyny.
- Będziecie szczęśliwi – uspokajał – jeszcze nie wiem kiedy, ale będziecie. Musisz mi uwierzyć na słowo.
- Niby jak? – zapytała zapłakanym głosem – skoro nawet nie umiem mu wyznać miłości! Z każdym razem, gdy zapytam go co do mnie czuje, on zmienia temat i zaczyna mówić o pogodzie.
- Nie tylko ty się boisz wyznać miłości drugiej osobie – dziewczyna spojrzała na chłopaka – może Raphael wygląda na twardziela, nim nie jest. Widzę jak próbuje ci powiedzieć co do ciebie czuje, ale nie umie. Musisz z nim szczerze porozmawiać.
- Tak myślisz? – zapytała z nadzieją.
Percy Jackson potrząsnął głową na znak, że tak. Dziewczyna ochłonęła i odetchnęła z ulgą. Percy Jackson przytulił ją przyjacielskim uściskiem.
Sprawa, którą Raphael chciał umówić z Chejronem, był jego związek z córką Ateny. Syn Uranosa postanowił się poradzić dyrektora obozu co powinien w tej sprawie uczynić i jak się zachować. Chejron był bardzo zaskoczony przybyciem chłopaka do Wielkiego Domu, a gdy Raphael mu opowiedział o swoim problemie, ten jeszcze bardziej nie wiedział co rzec.
- Wiec nie wiesz jak wyznać prawdziwą miłość Anayi? – zapytał spokojnym tonem Chejron na pytanie syna Uranosa i podając chłopcu sok truskawkowy.
- Tak panie dyrektorze – odrzekł Raphael siadając na krzesło i wypił sok– nawet nie wiem, czy ona mnie naprawdę kocha.
- Percy miał ten sam problem – przypomniał sobie centaur białej maści – on też nie wiedział co czuje do Annabeth. Z jednej strony bardzo ją lubił, ale z drugiej jej przemądrzałe uwagi go irytowały.
Raphael zmarszczył czoło.
- Ale Percy jest synem Posejdona – odparł chłopak – a z tego czytałem z mitologii jego ojciec i matka tej dziewczyny, jak ona miała?
- Annabeth –odpowiedział Chejron przyglądając się chłopcu.
- No właśnie, Annabeth – rzekł syn Pana Nieba – No, więc ich rodzice nie przepadali za sobą. Pokłócili się o miasto Ateny.
- No rzeczywiście – przyznał rację chłopcu – ale nawet bezkonfliktowe strony mogą okazać się największymi wrogami. Zwłaszcza, jeśli te strony są sobie obce.
- Ale dla Anayi nie jest ważne, kto jest moim ojcem – odrzekł uparcie chłopak.
- Nie miałem na myśli was – powiedział Chejron – lecz waszych rodziców. Atena nie do końca akceptowała Percy’ego. Na początku chciała nawet zabić go, by tylko nie chodził z jej córką. Podobnie może być i z waszym związkiem.
- Więc co mam zrobić panie dyrektorze? – zapytał bezsilnie Raphael.
- Po prostu wyznaj jej miłość – odrzekł Chejron – idź do niej i powiedz, że ją kochasz. Powiedz, że bez niej nie możesz żyć.
- Dziękuję, panie dyrektorze –odrzekł uspokojony syn Uranosa – dziękuję za rady i rozmowę.
Chejron uśmiechnął się pod nosem. Wziął truskawkę z głębokiej wazy i rzucił ją Seymour’owi , głowie lamparta lub geparda przyczepionej do ściany, którą kilka lat kupił na targach bóg Dionizos, były dyrektor Obozu Półkrwi. Seymour szybko chapnął owoc i zawarczał prosząc o więcej. Raphael stanął, wziął truskawkę i poszedł do drzwi. Już miał wychodzić, gdy centaur go zawołał.
- Tak? – zapytał niepewnie chłopiec.
- Nigdy nie mów do mnie panie dyrektorze – rzekł centaur – Mów mi Chejron.
- Tak proszę pana – odrzekł Raphael i wyszedł.
Rozmowa z Chejronem bardzo podniosła na duchu syna Pana Nieba. Postanowił w koncu wyznać Anayi co do niej naprawdę czuje. Postanowił wyznać jej miłość. Tyle, że nie wiedział jak ona na to zareaguje. Co jeśli ona go nie kocha i odrzuci jego miłość. Raphael wolał na razie o tym nie myśleć. Ponadto nie wiedział, gdzie się podziała jego ukochana córka Ateny. Nie chciał iść do jej domku sprawdzić, bo jej bracia i siostry, by go nie wpuścili do środka, a następnie, by go poturbowali. Syn Uranosa postanowił, więc pójść do swojego przyjaciela, Percy’ego i zapytać czy widział Anayę.
Tylko kilka minut synowi Pana Nieba dotarcie z Wielkiego Domu do domku nr3, ale co tam zobaczył zmroziło mu krew w żyłach. Zobaczył swojego najlepszego przyjaciela, Percy’ego Jacksona jak tulił do siebie Anayę. Twarz Raphaela pobladła, a jego niebieskie oczy zrobiły się czerwone z wściekłości. Szybko wyciągnął swój miecz z pochwy i pobiegł do nich.
- PERCY JACKSONIE! – krzyknął do niego trzymając wyciągnięty miecz ku nim.
Percy I Anaya oniemieli. Nie mogli wydusić z siebie z żadnego słowa. Wiedzieli, że nic ich nie łączyło, ale jak to wytłumaczyć chłopakowi, który groźnym, wściekłym spojrzeniem patrzy na nich z wyciągniętym mieczem ku nim, gotowy do ataku, i który na dodatku jest synem samego tytana.
- R,,, Ralph T… To nie tak jak myślisz- wyjąkał syn Posejdona.
- TO NIE TAK JAK MYŚLISZ ?!! - ryknął na niego Raphael – A CO TO MA DO CHOLERY ZNACZYĆ? JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI, A TY MIZIASZ SIĘ Z MOJĄ DZIEWCZYNĄ?
- P..Percy nic nie zrobił – wyjąkała córka Ateny – on tylko mi dora….
- ZAMKNIJ SIĘ!! – ryknął syn Uranosa na dziewczynę – NIE Z TOBĄ ROZMAWIAM!! TYLKO Z NIM!
Rozszalała się burza i rozpadał się deszcz. Syn Uranosa, niczym błyskawica pobiegł do nich. Porażony wściekłością odepchnął córkę Ateny, która upadłszy na ziemię z wielkim przerażeniem w oczach i zapłakaną twarzą obserwowała Raphaela. Jej chłopak już nie był tą samą osobą, którą poznała trzy tygodnie temu. Teraz był jak potwór. Syn Uranosa z impetem zaatakował Percy’ego i zanim syn Posejdona zdołał się zorientował był już przyciśnięty do ściany niebieskiego domu. Za brodę trzymał go jego niedawny przyjaciel, który przybliżył swoją groźną twarz do niego.
- Nasza przyjaźń skończona – rzekł cichym głosem, który teraz przypominał głos jego ojca – ale wiedź, że zamierzam wskrzesić mego ojca, Uranosa. Odnajdę Berło Odrodzenia i pomogę mu powrócić z martwych. Zaś on zniszczy cały Olimp, łącznie z tobą.
Następnie syn Pana Nieba skoczył na dach domku nr3 i zanim Percy zdołał ochłonąć zniknął.
Percy Jackson z takim impetem wbiegł do głównego pomieszczenia Wielkiego Domu, w którym przebywał teraz Chejron, że wpadł na krzesło i przewrócił je razem z sobą. Centaur akurat siedział na swoim magicznym wózku inwalidzkim, który zakrywał jego końską połowę.
- Percy uważaj, bo krzywdę sobie zrobisz i twoja mama mnie zabije – odrzekł z pół żartem Chejron, czytając książkę, prawdopodobnie mitologię.
- Och och M.. Mentorze, nie czas uchh ..uch teraz na żarty – odrzekł ciężko oddychając ze zmęczenia heros – Raphael uciekł z obozu!
- CO? – zerwał się centaur, opuszczając książkę – jak to? Co się stało? Przecież przed chwilą stąd wyszedł szczęśliwy, gdy mu doradziłem jak wyznać miłość Anayi!
- N..no właśnie! Anaya też prosiła mnie o radę – odrzekł Percy – W czasie naszej rozmowy się rozczuliła i zaczęła płakać, więc ją przytuliłem. Ale to był tylko przyjacielski uścisk. Jednak Raphael to zobaczył i pomyślał coś innego.
- No tak – rzekł zbulwersowanym tonem Chejron – mogłem się tego spodziewać, że ty, Percy zawsze musisz coś nawyrabiać. I potem my mamy przez to problemy.
- To jeszcze nie wszystko – powiedział syn Posejdona na pocieszenie Chejrona – on zamierza ożywić Uranosa. Chce odnaleźć Berło Odrodzenia i pomóc mu zniszczyć Olimp.
Długa chwila milczenia. Cherjon jeździł wózkiem po pokoju w to jedno, w to drugą stronie. W końcu rzekł do Percy’ego.
- Musisz udać się do Obozu Jupiter – odrzekł uspokojonym głosem – musisz porozmawiać z Oktawianem. On jedyny może ci powiedzieć, co masz zrobić i od czego zacząć.
- A co z Rachel? – zapytał z zaciekawieniem młodzieniec – ona nie może nam tego powiedzieć?
- Rachel ostatnio stała się bardzo dziwna – wytłumaczył Chejron – wiem, że coś przede mną ukrywa, ale nie wiem co. Ona mi tego nie powie, nawet jeśli bym jej rozkazał. W takim stanie Rachel nam nie pomoże.
- Tak, więc jutro wybiorę do Obozu Jupiter – odrzekł poważnie Percy – Wybiorę się z samego rana. Jestem bardzo ciekaw co wyrabia nasz Oktawian. Mam nadzieję, że nie wrócił do dawnego charakteru. Zwłaszcza, że jest pretorem.
Burza grzmiała. Deszcz padał. Korony drzew rozrywał rozszalały wiatr. Raphael biegł w co sił przez ogromny las nie zważając na drzewa i przeszkody. Jego jasne włosy tańczyły w rytm potężnej zawieruchy. Chłopak miał łzy w oczach, lecz wyraz jego twarzy nie okazywał smutku i rozpaczy. Nagle przed jego oczami wyrosło potężne obniżenie terenu, taka zapadlina. Syn Uransoa nie zdążył się zatrzymać i straciwszy równowagę spadł. Jego ciało koziołkowało i wpadało na różne przeszkody, w postaci kamieni i odbijało się dalej. Jego ubranie się rozrywało i zniszczyło, zaś on sam coraz bardziej był zabrudzony piaskiem. W końcu Raphael wylądował na brzuchu. Ciało chłopaka było obolałe, zaś z ust i nosa leciała mu krew. Jednak chłopak jakby tego nie czuł. Szybko stanął na nogi. Zaraz potem znowu upadł na kolana. Nie z bólu, a z rozpaczy.
- AAAAAAAAAA!!! – krzyknął z wyciągniętymi rękami, a echo mu odpowiedziało tym samym.
Nagle przed chłopcem pojawiła się jasna postać, prawie niewidoczna, jakby duch. Był to stary mężczyzna z długimi białymi włosami i białą brodą sięgającą tak gdzieś do połowy torsu. Staruszek był ubrany w biało-czerwoną szatę, zaś w prawej ręce miał laskę. Miał on spokojny wyraz twarzy. Przypominał on tych czarodziei z różnych opowieści. Raphael po chwili zauważył starca, jednak milczał.
- Dobrze uczyniłeś – zaczął w końcu staruszek – wybierając moją stronę.
Raphael skądś znał ten głos. Po chwili przypomniał sobie kim jest ten człowiek, ten starzec.
- Uranos? – zapytał niepewnym głosem.
- Dla ciebie mój synu nie jestem Uranosem. – odparł spokojnym i melodyjnym głosem starzec – Dla ciebie jestem ojcem.
- Dobrze tato – na tę odpowiedz twarz Uranosa zajarzyła uśmiechem – co mam teraz zrobić? Straciłem swoją miłość.
-Miłość nigdy nie jest dobra nawet dla boga – odrzekł Uranos – nie mówiąc o herosie. Ja ci to mówię, gdyż moja własna żona zdradziła mnie. Teraz zaś musisz odnaleźć Berło Odrodzenia.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Raphael dnia Czw 11:06, 22 Lis 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raphael
Półbóg
Dołączył: 19 Lis 2012
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:54, 21 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Cześć! Już ósmy rozdział wstawiam. Najdłuższy dotąd. Pisałem go przez pięć dni. No i przepraszam, że pod moim postem, ale każdy rozdział będę wstawiał w osobnym poście. Oceniajcie i komentujcie.
Rozdział VIII „Do Obozu Jupiter”
Nazajutrz już wszyscy wiedzieli o ucieczce syna Uranosa. Obozowicze, zwłaszcza z domku Aresa i domku Ateny świętowali odejście znienawidzonego herosa. Wszyscy za wyjątkiem dwóch półbogów.
Jednym z nich był oczywiście Percy Jackson, który bardzo martwił się o swego przyjaciela. Nie chciał zostać jego wrogiem. Jednak wiedział, że prędzej czy później będzie musiał stoczyć z nim walkę i mu to wszystko wyjaśnić. Ponadto te wydarzenia przypomniały mu trochę historię z Lukiem. Raphael tak samo jak syn Hermesa został zmanipulowany przez tytana. Percy był wściekły z tego powodu, bowiem w przeciwieństwie do sprawy z Lukiem, tutaj mógł temu zapobiec. Chejron miał rację, mówił sobie w duchu. To wszystko przez ze mnie, to ja sprawiłem, że Raphael się od nas odwrócił. Chłopak właśnie przebywał we swoim domku pakując najpotrzebniejsze rzeczy do swego plecaka. Miał bowiem dotrzymać obietnicy danej Mentorowi i wyruszyć do Obozu Jupiter. Percy był bardzo ciekawy jak sprawy się mają u Rzymian. Po chwili plecak był spakowany i Percy udał się do Wielkiego Domku do Chejrona, by jeszcze ustalić wszystkie sprawy.
Drugim herosem, który był smutny z powodu odejścia syna Uranosa była Anaya. Dziewczyna nadal kochała Raphaela, nawet mimo tego co zobaczyła wczoraj. Wiedziała, że to wydarzenie, ta wściekłość chłopaka to była jej wina. Nie powinna tak się rozczulić przy rozmowie z Percym, nie powinna pozwolić mu się przytulić. Teraz jej ukochany uciekł i zamierza ożywić tytana, którego marzeniem jest zniszczyć cały świat. Dziewczyna siedziała przed drzewem , niedaleko Wielkiego domu i czekała na Percy’ego, który rozmawiał teraz z Chejronem na temat jego misji. Anaya bardzo chciała z nim pójść. Marzyła, by razem z nim odnaleźć Raphaela i odzyskać utraconą miłość.
Pogoda na obozie była w miarę przyjemna i ciepła. Korony drzew nieśmiało tańczyły w rytm lekkiego wiaterku. Tu i tam śpiewały ptaszki, a w oddali było słychać szum morza. Z areny dobiegały odgłosy walk, a w amfiteatrze dzieci Apollina i Afrodyty wystawiały spektakl miłosny, który każdy mógł sobie obejrzeć, a którego nie oglądał nikt. Jednak potomkowie bogini miłości i boga słońca nic z sobie tego nie robiły i dalej grały, jakby ich widzami była sama natura.
Percy Jackson poszedł do Chejrona, by się dokładnie dowiedzieć o celu jego misji, czy po spotkaniu z Oktawianem ma wrócić do obozu i czy może wziąć towarzysza. Centaur mu wszystko wytłumaczył.
- Chłopcze, celem twojej misji jest dowiedzenie się wszystkiego o celach Uranosa i powstrzymanie go przed powstaniem. Oktawian jako potomek Apolla ma pewną umiejętność przewidywania przyszłości. Może ci powiedzieć co masz zrobić. Poza tym przy pomocy Elli może przekazać tobie przepowiednię, której potrzebujesz. I nie pytaj o Rachel, bo tym już rozmawialiśmy – powiedział mu Chejron.
- A co z towarzyszami? – zapytał Percy – Mogę wziąć towarzysza?
- Obawiam się Percy, że tym razem będziesz zdany na samego siebie – odrzekł jego Mentor. Okrążał pokój Wielkiego Domu, pijąc sok truskawkowy – Raczej wątpię, by ktoś z Obozu Herosów się zgodził na pójście z tobą. Zwłaszcza, że Raphael po ostatniej Bitwie o Sztandar stał się niezbyt lubianą osobą. Na Anayię się nie zgadzam. Ona jest w nim zakochana, a człowiek zakochany może zrobić dużo głupstw. Może w Obozie Jupiter znajdziesz kogoś do pomocy.
Gdy Percy dowiedział się wszystkiego o swojej misji uświadomił sobie, że jej celem, jak zwykle będzie powstrzymanie potężnego tytana, co go zaczęło trochę irytować. Najpierw Kronos, potem Gaja, a teraz Uranos. Syn Posejdona zaczął się zastanawiać kto będzie następny. Kim będzie się musiał zmierzyć, gdy już pokona samo Niebo. Tartar? Ereb? A może sam Chaos we własnej osobie wyzwie go na pojedynek? Percy Jackson wolał nie wiedzieć, kto będzie chciał jego śmierci w kolejnych latach.
Kiedy tak sobie szedł do bramy i rozmyślał o swojej niedoli pokonywania niemożliwych prawie do unicestwienia tytanów, wpadł na dziewczynę i się przewrócił. Napotkaną osobą okazała się Anaya. Dziewczyna zaćwierkała z zaskoczenia i pomogła mu wstać.
- OCH!! Nic ci się nie stało? –zatroskała się – Właśnie na ciebie czekałam i trochę się zamyśliłam.
- Nic. –zapewnił ją Percy – A właściwie po co na mnie czekałaś?
- No bo – przestąpiła z nogi na nogę. Lekko się zawahała – To przez ze mnie Raphael uciekł z obozu. To ja sprawiłam, że on chce wskrzesić Uranosa. Tylko dlatego, że się tak rozczuliłam.
Percy nie wiedział co jej powiedzieć. Nie chciał ją zawieść. Ona pewnie marzyła o pójściu z nim na misję. Chciała się osobiście spotkać z Raphaelem i wszystko mu wyjaśnić.
- To nie twoja wina – powiedział jej próbując ją uspokoić – Raphael był manipulowany przez Uranosa. To była kwestia czasu, by zaczął słuchać tytana. Poza tym ja też trochę zawiniłem.
- Mogę iść z tobą? – poprosiła, domyślać się odpowiedzi.
- Przykro mi to mówić. Ale nie – odparował Percy ruszając do bramy – Nie dlatego, że Chejron zakazał tobie iść ze mną. To sprawa między mną, a nim….
Syn Posejdona opuścił głowę i zamknął, jakby wysilając swój mózg do wyszukania odpowiedniej odpowiedzi. Po chwili odwrócił głowę do córki Ateny i rzekł tymi słowami:
- Muszę stanąć z nim w twarzą twarz. Tylko tak mogę wypełnić misję.
Znowu chwila ciszy. Tym razem trochę dłuższa. Percy i Anaya patrzyli sobie prosto w oczy, a ich twarze były poważne i lekko zamyślone. Wyglądało to tak, jakby siłowali się z umysłami.
- Obiecaj. obiecaj – zaczęła w końcu niepewnie córka Ateny – Obiecaj, że nie zrobisz mu żadnej krzywdy. Obiecaj, że przyprowadzić go żywego.
Percy spodziewał się tej prośby. Nie był pewny jak bardzo zmienił się Raphael. Nie wiedział, ile dobra w nim pozostało. Nie wiedział, czy uda mu się przemówić do rozsądku i wyprowadzić spod kontroli Uranosa. A co jeśli będziemy musieli walczyć, co jeśli jedynym sposobem na wypełnienie misji będzie zabicie Raphaela, pytał siebie w duchu. Percy nie chciał stracić przyjaciela. Nie chciał ponownie zabić niewinnego herosa, tak jak musiał to uczynić dwa lata temu w czasie walki z Lukiem. Co jeśli Uranos przejmie ciało jego przyjaciela, tak jak to uczynił Kronos przejmując kontrolę nad synem Hermesa? Percy najbardziej się tego obawiał. W końcu zrozumiał, że to wszystko co się stało ostatnio może się stać i dziś.
- Historia z Lukiem się nie powtórzy – odrzekł przez zaciśnięte zęby i wyruszył zanim Anaya zdążyła zareagować i odpowiedzieć.
Percy’ego czekała długa droga do Obozu Jupiter, gdyż mieścił się on w San Francisco, czyli gdzieś po drugiej stronie Stanów Zjednoczonych. Z Obozu Półkrwi wyruszył około 9:00 godziny, a w Nowym Jorku był trzy godziny później. W wielkim mieście przystanął na chwilę, by zrobić duże zakupy na zapas. Chłopak zakupił pięć hamburgerów, z czego jeden zżarł, parę Pepsi do popicia, plus do tego miękkiego wypchanego pluszaka w kształcie krowy dla Oktawiana, który wręcz kochał zarzynać przytulanki, ale o tym nieco później. Tak, więc nasz bohater po kupieniu trochę mięsiwa na drogę, wybrał się do Waszyngtonu, gdzie urzęduje murzyni syneczek Ateny, jaśnie pan Prezydent Barack Obama. Do tegoż miasta wybrał się metrem, czyli podziemnym pociągowo podobnym pojazdem. Podróż owa trwała jakieś 2 godziny, gdyż metro pędziło niczym Struś Pędziwiatr. W czasie jazdy tym nowoczesnym wehikułem syn Posejdona walczył najgroźniejszym i najbardziej niebezpiecznym wrogiem jakiego w swoim młodym dość życiu herosa spotkał, czyli…… chorobą lokomocyjną. Tak moi drodzy czytelnicy, nasz drogi półbożek nie jest taki niepokonany jak myśleliście przez cały czas. Zdołał on pokonać Minotaura, Meduzę i jej dwie siostry, Lwa nemejskiego, Hydrę Lernejską, Kanadyjczyków, Polifema, można by wymieniać i wymieniać. Nie zdołali go zabić nawet bogowie typu Ares. Percy pokonał nawet potężnych tytanów, takich jak Atlas, Hyperion czy Kronos. Nawet sama Gaja nie dała mu rady. A jedna maluteńka choroba lokomocyjna powaliła naszego bohatera bohaterów na kolana. No, więc po tej jak trudnej przygodzie z metrem Percy dotarł do Waszyngtonu D.C, gdzie postanowił odpocząć w najbliższym tanim hotelu. Tam do niego zadzwoniła jego martwiąca się mama.
- Syneczku, dobrze się czujesz? – zapytała troskliwie – Jak tam podróż? Chejron mi mówił, że wybierasz się na jakąś misję. Jak tam Raphael? Jest tam z tobą? Dobrze się odżywiacie? Myjecie się? Wysypiacie się?
Trajkotała i trajkotała, nie dając dojść Percy’emu do słowa i przerywając jego odpowiedzi zadawaniem kolejnych irytujących go pytań. Ponadto ta rozmowa przypomniała Percy’emu, że mama nie wie o zdradzie Raphaela. Nie wiedział co jej odpowiedzieć. Nie chciał okłamywać mamy, ale też nie chciał by się zbytnio martwiła, albowiem Sally Jackson bardzo polubiła jego nowego przyjaciela, choć znała go krótko, traktowała Raphaela jak swego własnego syna.
- Mamo czuję się dobrze. Raphael jest ze mną – Percy postanowił nie mówić mamie o ostatnich wydarzeniach i o zdradzie chłopaka – Jesteśmy na misji. Tajnej misji. A poza tym skąd wiesz, że jestem w Waszyngtonie?
- Chejron mi powiedział, po tym jak go zmusiłam wydzwaniając do niego. Ale naprawdę nic Ci nie jest? – trajkotała dalej mama.
- Nic mi nie jest! –odrzekł Percy nieco zirytowany – Muszę kończyć. Cześć! Pa!
Percy odłożył słuchawkę i położył się na łóżku w pokoju hotelowym i zasnął. Następnego dnia nad ranem po zjedzeniu skromnego posiłku wyruszył potem w dalszą podróż kierując się do Kansas City. Dwa kilometry szedł w totalnym deszczu. W mieście Charleston złapał autobus, który zawiózł go do Indianapolis. Wtedy Percy zdał sobie sprawę, że ktoś go śledzi. Nie wiedział od kiedy, a w czasie podróży metrem do Waszyngtonu też miał takie przeczucie, ale wtedy to zignorował. Jednak teraz był całkowicie pewny, że ktoś go obserwuje. Pytanie było tylko, kto?
Miasto Indianapolis. Stolica stanu Indiana. Duże, piękne, w niektórych miejsca zahaczające o wielki przemysł. Wysokie wieżowce otoczone przez tysiące małych baraków zamieszkałych przez biednych Amerykanów, lub ludzi innej nacji. Miasto, w którym przebywa znaczna ilość potomków Brytyjczyków. Miasto, którego honorowym obywatelem jest polski muzyk Krzysztof Krawczyk, który nota bene jest dzieckiem Apollina. Nic dziwnego, że ten utalentowany śpiewak jest synem boga, znanego też jako patrona muzyki. Przejdźmy jednak do Percy’ego, który chodził teraz po ulicach Indianapolis , ciągle patrząc się za siebie, czy przypadkiem ktoś za nim nie idzie. Jednakże, jak to w filmach zawsze widać, żadnego podejrzanego, którym mógłby być tym śledzącym nie zauważył. Nieco uspokojony heros wyjął ze swego kolorowego plecaka Pepsi, gdyż miał pragnienie. Nie zdążył się jednak napić, gdyż butelka z napojem została zdmuchnięta. Percy próbował w locie złapać butelkę, ale ona za każdym ruchem jego ręki leciała dalej. Po chwili chłopak poczuł dziwną lekkość. Spojrzał w dół i zrozumiał, że unosi się coraz wyżej. Następnie wiatr nim tak szarpnął, że syn Posejdona spadł na ziemię. Percy nieco zdezorientowanym tym co się dzieje powoli się podniósł. Pomacał po plecach i zauważył brak plecaka. Spojrzawszy w górę, zobaczył tornister wciąż fruwającego po niebie. Percy skakał w górę, by dorwać plecak. Jednak rzecz kierowana jakby przez niewidzialnego chochlika uciekała przed nim. Syn Pana Mórz zaklął pod nosem greckim przekleństwem i pobiegł za plecakiem, który powoli się oddalał. Percy biegł w co sił ulicami dziwnie pustego miasta Indianapolis, goniąc swój latający plecak. W końcu kręcił w ciemny zaułek za fruwającą rzeczą i wyciągniętym Orkanem próbował ją ściągnąć z góry. Na końcu zaułka pokazała się ziemista ścieżka prowadząca do wielkiego i mrocznego lasu. Jeśli zgubię plecak w lesie to koniec, mówił w duchu Percy. Miał tam bowiem bardzo potrzebne rzeczy: pieniądze, żywność, pluszaka dla Oktawiana, a także najcenniejszą rzecz na świecie – zdjęcie Annabeth. Kontrolowany przez powietrze plecak dotarł na skraj początek lasu. Percy biegł szybko, ale z każdą minutą stracił siły. Nie jadł od dwóch godzin. Nie dane mu było się też napić. Nagle tornister zawisł w powietrzu. Atmosfera wokół niego zamigotała. Plecaka otoczył lekki odblask światła. I miedzy rzeczą pojawiły się dwie istoty. Stworzenia nie miały ciała stałego. Były stworzone z powietrza. Percy dobrze wiedział czym są te istoty. Walczył z nimi równo rok temu w czasie wojny z Gają.
- Anemoi!!! – krzyknął do nich z wyciągniętym mieczem – Czego znowu do cholery chcecie!!!
Powietrzne istoty nazwane Anemoi, co po grecku znaczy duchy burzy zaśmiały się szyderczo. Jeden z nich wyrzucił plecak syna Posejdona w tył. Potem oboje przybliżyli się do herosa i znowu zachichotały i wesoło klaszcząc swoimi przezroczystymi rękoma okrążali chłopaka.
- My jesteśmy powietrzne ludki, Hopsa sa, hopsa sa! - śpiewały wesoło do młodzieńca – Mamy śmieszne buźki, Oj tak tak, oj tak tak,!
Przyśpiewy dwóch duchów burzy były najwyraźniej znakami przywołującymi, bo zaraz przybyło małe stadko kolejnych Anemoi. Nowych towarzyszy dwóch śpiewaków było aż czterech. Razem duchów burzy było sześć. Największy z nich, który przywódcą był zapewne zwrócił się do Percy’ego.
- Witajże synu Posejdona – rzekł szeleszczącym głosem. – Jam jest Airking.
- Czego chcecie? – zapytał znowu Percy.
Duch burzy zwany Airking uśmiechnął się lekko, następnie odwrócił się do swych śpiewających towarzyszy i gestem ręki uspokoił ich. Potem znowu spojrzał na chłopaka, tym razem nieco lodowatym spojrzeniem.
- Bez obawy. Nie zabijemy Ciebie. – obiecał mu – Przysyła nas nasz nowy pan Raphaelem zwany. Wydzielił on nam zadanie opóźnienia twego przybycia do Obozu Jupiter.
- Oddajcie mi plecak! – zawoła do nich syn Posejdona – Ale już!!!
Na te krzyki twarz Airkinga się rozpromieniła sie uśmiechem szyderczym.
- Spokojnie, herosku! Gdy nadejdzie czas otrzymasz z powrotem twoją rzecz – mówiąc to okrążał chłopca, niczym kupiec niewolnika nim wyznaczy za niego cenę.
Percy miał dość tego. Nie zamierzał tracić czasu próbując się targować z sługami jego wroga, Uranosa. Wybrał swoją ulubioną formę walki. Zaatakował. Pobiegł w kierunku duchów i i machał mieczem próbując zrobić im jakąkolwiek krzywdę. Jednak Anemoi były bardzo zwinne i gibkie i łatwo unikały jego ataków. Atakowały go podmuchami powietrza od tyłu, kiedy ich nie widział. W ciągu raptem trzech minut padł na ziemie chyba ze dwa-trzy razy. Już miał się szykować do kolejnego zapewne bezskutecznego ataku, kiedy nagle duchów burzy uderzył potężny piorun. Przed Percym pojawiła się dziewczyna cała zakryta niczym islamska kobieta nękana przez swego arabskiego męża z siwymi włosami. Anemoi zaatakowały dziewczynę podmuchami powietrza, lecz ona odbiła ich ataki swoją złotą tarczą, którą Percy jakoś dziwnie kojarzył. Nie pamiętał tylko z skąd. Z prawej strony dobiegały jakieś krzyki i chwilę po tym dziewczyn już było co najmniej dziesięć. Ubrane tak samo jak ta pierwsza. Każda z nich wyjęła ze swojego płaszcza charakterystyczny dla siebie oręż. Tak się złożyło, że wszystkie miały łuki. Zaczęły strzelać do duchów burzy, zaś Anemoi nieco wystraszone powoli się wycofywały. Percy, żeby nie czuć się tak upokorzonym przyłączył się do dziewcząt i machał we wszystkie strony swym Okarnem. Z tego wszystkiego zrobił sobie ranę na lewym ramieniu. W końcu ta pierwsza przybyła wyciągnęła rękę przed siebie i uderzyła małą błyskawicą w Anemoi. Młodzi nacierali na duchy i nacierali. W końcu Airking zrezygnował z walki i rzekł do swych towarzyszy:
- Spadamy! Już i tak mocno opóźniliśmy jego podróż! – krzyczał do pozostałych duchów burzy szybko odlatując.
Dziewczyna strzelająca piorunami odwróciła się do swoich towarzyszek i rzekła do jednej z nich.
- Febe, weź pozostałe i idźcie do Jeziora Lake – jej głos był Percy’emu bardzo znajomy – Dogonię was później. Rozumiesz?
Dziewczyna nazwana Febe potrząsnęła głową i poszła w lewo. Za nią wyruszyły pozostałe dziewczęta. Dziewczyna z tarczą w końcu wróciła się do Percy’ego, zrzucając z swojej głowy kaptur. Kiedy chłopak zobaczył jej twarz od razu sobie przypomniał kim ona jest. Napotkaną osobą, która uratowała mu zapewne życie była jego dawno niewidziana przyjaciółka, Thalia Grace, córka Zeusa, króla bogów i władcy piorunów i siostra dawnego przywódcy Obozu Jupiter, Jasona. Była to osoba z najdziwniejszą historią życia, jaką Percy znał w swoim życiu. Bowiem, kiedy dziewczyna miała 10 lat uciekła z domu, gdy jej matka rzekomo zabiła jej młodszego brata. Przez dwa lata tułała się po świecie wraz z dwoma herosami, z Lukiem i małą wtedy jeszcze Annabeth. Pewnego dnia odnalazł ich Grover, satyr i późniejszy najlepszy przyjaciel Percy’ego, który zaprowadził ich do Obozów Herosów. Kiedy zbliżali się do bramy zaatakowali ich potworni cyklopi. Córka Zeusa postanowiła z nimi walczyć dając czas pozostałym na dotarcie do obozu. Jednak w czasie bitwy została ciężko ranna. Gdy umierała, jej ojciec Zeus ulitował się nad nią i zamienił ją w drzewo nazwane później Sosną Thalii, które wzmocniło obronę Obozu Półkrwi. Parę lat potem drzewo zostało otrute i Percy odnalazłszy złote runo uzdrowił je, wskrzeszając przy tym dziewczynę, która od tego momentu stała się jego najlepszą kumpelą. Rok później za własną zgodą została zwerbowana do Łowczyń Artemidy, bogini łowów i księżyca i stała się nieśmiertelną.
- Cześć Glonomóżdżku! Dawno Cię nie widziałam. – rzekła do niego wesoło – Co porabiasz w Indianapolis?
- Jestem na misji – powiedział ponuro Percy – Idę do Obozu Jupiter.
- A po co? – zaciekawiła się Thalia.
- Żeby zasięgnąć porady u Oktawiana w sprawie Raphaela i Uranosa – wytłumaczył jej chłopak.
- Raphaela i Uranosa? – zdziwiła się córka Zeusa.
- AAA! Bo ty nie wiesz – skumał w końcu Percy – Raphael jest niedawno poznanym przez ze mnie herosem, który postanowił nas zdradzić.
- A po kiego grzyba miałby was zdradzić – nie rozumiała dziewczyna – I co to ma wspólnego z Uranosem?
- Raphael jest synem Uranosa. – na tę odpowiedz Thalia zbladła.
- synem Tytana? – zdumiała się – ale jak….
Nie dokończyła, bo Percy jej przerwał.
- Nie przerywaj mi! – zawołał do niej Percy – Raphael jest synem Uranosa. Nie jest ważne jak Niebo zapłodniło jego matkę. Najważniejsze jest to, że on chce wskrzesić Uranosa. A to wszystko z mojego powodu.
- Z twojego powodu? – zapytała zdziwiona Thalia.
- Na obozie Ralph zakochał się w jednej córce Ateny – odrzekł jej Percy – oboje jednak nie potrafili wyznać sobie prawdziwej miłości, więc Anaya przyszła do mnie po radę. W czasie naszej rozmowy się rozczuliła. Ja ją przytuliłem przyjacielskim uściskiem, by ją uspokoić. Raphael to zauważył i pomyślał co innego. Wściekł się. I…..
- I postanowił wskrzesić Uranosa, by ten Ciebie zabił – dokończyła za niego Thalia – Powtórka z rozrywki. Kolejna walka z tytanem. Najpierw Kronos, potem Gaja, a teraz Uranos. I tylko nasz kochany Glonomóżdżek może go powstrzymać.
Percy prawie zapomniał o sarkastycznym charakterze córki Zeusa.
- Tak – powiedział Percy – A ty co robisz?
- Ja wraz z moimi łowczyniami idę do Jeziora Lake, A właściwie szłam, dopóki mi nie przerwałeś.
- Do Jeziora Lake? – zaciekawił się Percy.
Zapadła cisza. Percy domyślał się, że to nie będą dobre wiadomości.
- Pani wyczuła tam potwora. Kazała nam pójść tam i sprawdzić co to takiego – odrzekła z niepokojem Thalia. – Nie mogę dłużej tu przebywać. Muszę iść za dziewczętami. Lecz Pani chętnie się z tobą zobaczy. Szanuje się odkąd uratowałeś jej życie. Rozmowa z tobą będzie dla niej prawdziwą radością.
- Zamierzasz wezwać Artemidę? – zdziwił się syn Posejdona.
Dziewczyna potrząsnęła głową. Potem zwróciła swą twarz w stronę lasu i uklękła wołając:
- O Pani, królowo Łowów i Księżyca zwiastującego pokój, Przybądź i przywitaj się z przyjacielem.
Po tych słowach z ciemnego lasu wyłoniła się młoda kobieta z jasnymi włosami, cerą tak delikatną i oczami barwy księżyca. Była ubrana w srebrno-białą sukienkę z długim włochatym płaszczem. Z każdym krokiem kobieta zmniejszała się , jakby cofając się w rozwoju, niczym Benjamin Button. W prawej ręce miała łuk, zaś w drugiej strzałę. Percy widząc Artemidę uklęknął . Piękność spojrzała się na niego.
- Witajże Percy Jacksonie, mój przyjacielu – jej głos był chłodny, a jednocześnie emanował radością – Słyszałam o twej misji, chłopcze. Wiem dokąd zmierzasz. Pomogę Ci się tam dostać. Zaś w drodze powrotnej sprawdzę Jezioro Lake.
Lekko podniosła lewą dłoń z strzałą i delikatnie nią poruszyła. Nastąpił lekki blask światła i zaraz potem pojawiły się czerwone sanie z ośmioma reniferami. Pojazd Artemidy. Od tych sań powstała słynna legenda o Świętym Mikołaju roznoszącym podarki dzieciom.
- Siadajcie Moi Drodzy – rzekła Bogini łowów, wchodząc do sań.
Percy i nieco podenerwowana Thalia szybko zajęli tylne miejsca w pojeździe. Percy widząc minę przyjaciółki przypomniał sobie o jej lęku wysokości. Było to bardzo śmieszne, zwłaszcza, że jest ona córką Zeusa, mającego władzę nad powietrzem, niebem i piorunami. Gdy już wszyscy zajęli swoje miejsca, bogini Artemida pociągnęła za lejce i sanie uniosły się w górę.
- Do Obozu Jupiter! – zawołała Bogini Łowów i sanie, jakby słysząc jej słowa poleciały do San Francisco, gdzie mieści się obóz.
Wieczór. Około godziny 7:00. Las niedaleko Indianapolis. Wielki, zielony i spokojny. Korony iglaków i drzew liściastych delikatnie tańczą w rytm wesołego wiaterku. Gdzieś tam słychać stukanie dzięcioła w korę drzew. Na czerwono-granatowym niebie widać słońce mówiące dobranoc. W środku lasu jest duża polana. Na niej widać stojącego chłopca w jeansach i szarawej bluzie rozpalającego ognisko. Przy chłopcu prawie niewidoczna postać się kłębi, jakby duch. Młodzieniec nie widzi jaśniejącej postaci, ale po jego minie można się domyślić o jego wiedzy na temat jaśniejącej zjawy. Po rozpaleniu ogniska nastolatek zwany Raphaelem idzie do gładkiego kamienia będącego niedaleko chrustu. Siada i wyjmuje z swej prawej kieszeni paczkę papierosów. Bierze jednego peta i zapala go znalezioną na wysypisku zapalniczką. Przez chwilę zaciąga się papierosem, a po chwili zwraca się do ducha.
- Percy jest coraz bliżej Obozu Jupiter – rzekł cichym głosem z petem w ustach – Udało mi się trochę mu przeszkodzić w podróży nasyłając na niego duchy burzy.
Jaśniejąca zjawa starego brodatego starca na te słowa wykrzywiła swoją twarz w uśmiechu na znak dumy. Był to Uranos, niebo w czystej postaci, który przed laty został strącony z tronu przez własną żonę Gaję za pośrednictwem syna Kronosa. Od tego dnia Kronos nie ufał bogom. Ufał tylko herosom, w tym swojemu śmiertelnemu synowi Raphaelowi.
- Bardzo dobrze mój synu. – ucieszył się Uranos robiąc kółko wokół kamienia, na którym siedział chłopak.
Raphael jeszcze przez kilka minut zaciągnął się papierosem. Gdy skończył rzucił go na polanę i zdeptał prawą stopą. Potem znowu zwrócił się do swego ojca.
- No, więc gdzie jest to Berło Odrodzenia? – zaciekawił się – Gdzie jest ono ukryte?
- Tego niestety nie wiem. – westchnął Uranos – Ale znam miejsce, które da nam wskazówki. Dzięki nim odnajdziemy Berło Odrodzenia.
- Co to za miejsce? – zapytał sztywno Raphael.
-Góra Othrys. – odrzekł na pytanie syna Pan Niebo – Lecz nie czas teraz na to. Najpierw musimy dać Tobie nową broń. Albowiem ta, którą masz w pochwie nie przystoi synowi Uranosa….
Zapadła chwila ciszy. Raphael czekał nadal na odpowiedz ojca. Wiedział, że za chwilę dowie się więcej o nazwie nowej broni.
- Oręż Mroku. – dokończył tytan.
Na te słowa twarz młodzieńca zajarzała uśmiechem, a jego błękitne oczy zapłonęły ogniem z radości. Teraz przyszło tylko odnaleźć tę broń, a po tym już nikt nie będzie mógł go pokonać. Nawet sam Percy Jackson nie zdoła mu się przeciwstawić.
Przyszła burza. Las ogarnął mrok. Niedaleko zagrzmiał grzmot. Z polany było słychać okrutny i przepełniony radością śmiech chłopaka. Trzy harpie, służki Uranosa, siedziały na drzewach na skraju polany. Ich pieśń było słychać na całej łące.
Rycerzem ciemności się stał,
Ten, którego ojcem Niebo jest,
A który z ziemi zrodzony został,
Przyczyną tego miłość wielka jest,
Do córki Ateny bogini mądrości,
I zdrada Przyjaciela z niewinności.
Zamierza on odnaleźć potężną broń,
I jego mocą zniszczyć Boga gromu tron,
A celem jego wskrzesić tytana jest,
Tego który cyklopów swych pogrążył,
I Ziemię wielką przez lata otoczył,
I taka już dola syna Tytana Zemsty jest.
Jednakże jest heros smutny jeden,
Zdolny powstrzymać te fanaberie,
Stoczy on walkę z Pana Nieba Synem,
Jeden z nich zrani drugiego okrutnie,
Śmierć herosowi szczęście przyniesie,
Który Ten spokojnie na wieczność zamilknie.
Tymczasem w Obozie Półkrwi w domku nr6 pewna dziewczyna szykowała się do podróży. Miała około 15 lat i długie blond włosy. Ubrana była w beżowo-pomarańczową tunikę z logiem obozu i niebieskie jeansy. Na tunikę nastolatka nałożyła puchową kurtkę jakby z norek uszytą. Dziewczyna teraz pakowała mapy, książki, broń, ambrozję, jedzenie i picie do swojej jakże pojemnej skurzanej torby. Ową osobą była Anaya, która wbrew zakazom Chejrona i Percy’ego postanowiła odnaleźć swego chłopaka Raphaela. Na zewnątrz rozbrzmiewała wesoła i rytmiczna muzyka. Odbywały się bowiem kolejne Dionizje na cześć Dionizosa, boga wina, winorośli i szaleństwa. Nagle do pokoju wszedł chłopak podobnym do dziewczyny wieku.
- Anaya, dlaczego nie jesteś na…… – urwał widząc co robi córka Ateny.
Anaya się odwróciła do młodzieńca i spojrzała na niego oschłym wyrazem twarzy. We oczach miała łzy.
- Uciekam. – powiedziała wiedząc co usłyszy. Nie obchodziło ją jednak nękania i prośby jej brata – Muszę odnaleźć Raphaela. To ja zawiniłam, więc to ja muszę to naprawić.
- Nie! Nie możesz! Nie zgadzam się! – zaprotestował syn Ateny – Raphael jest synem tytana. On nie może być dobry. Poza tym widziałaś jak się zachowywał zanim uciekł.
- Muszę Anthony – rzekła ze spuszczoną głową – Ja go kocham.
Zapadła cisza. Anthony otworzył usta próbując coś powiedzieć, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Chłopak się zawiesił i zamknął buzię. Anaya zaś podniosła dumnie głowę i pewnie rzekła tymi słowami:
- Odnajdę go bez względu na to co powiesz ty lub inni. Nie miałeś nigdy dziewczyny, więc nie wiesz co to miłość. Rób co chcesz, ale mnie nie zatrzymasz! – ostatnie zdanie zabrzmiało nieco głośniej.
Anthony znowu spojrzał na nią. Na jej twarzy było widać jednocześnie smutek i pewność siebie. Widać było jej miłość do syna Uranosa.
- Ty naprawdę go kochasz. – rzekł niedowierzając swoim słowom
Dziewczyna potrząsnęła głową na znak, że tak.
- Więc idź! Idź i odnajdź go, skoro nie możesz bez niego żyć– powiedział do niej odwracając twarz w bok.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Wzięła swą pełną rzeczy torbę. Mocno przytuliła swego brata i wyszła z domku.
- Powodzenia –rzekł Anthony, ale Anaya już go nie słyszała.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Raphael dnia Pią 19:14, 01 Lut 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raphael
Półbóg
Dołączył: 19 Lis 2012
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 11:51, 13 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Heja wszystkim! Znowu pod postem, ale kolejny rozdział wstawiam. Oceniajcie i komentujcie!
Rozdział IX „W Obozie Jupiter”
Dzięki pomocy Artemidy podróż Percy’ego do Obozu Jupiter była znacznie przyjemniejsza. Już nie musiał robić długich postojów i walczyć z atakującymi go pokrakami. Poza tym miło było spędzić ten czas w towarzystwie pięknej bogini i dawno niewidzianej przyjaciółki. Percy w czasie całego lotu złotymi saniami był zamyślony. Rozmyślał nad swoją beznadziejną walką z duchami Anemoi. Nie zdołał im zadać nawet maleńkiego ciosu, a one idealnie balansując między jego ruchami atakowały go od tyłu i kładły na ziemię. No i jeszcze przybycie Thalii i jej łowczyń, które z wielką łatwością pokonały istoty powietrza. To sprawiło, że Percy czuł się upokorzony. Walczył z wieloma silnymi stworami, zwyciężył nie raz nawet boga czy tytana, a nie umiał sobie poradzić z paroma duchami burzy. Uświadomiło mu to, że nie jest w stanie przeciwstawić się mocy powietrza. Co gorsza to właśnie powietrze jest teraz jego wrogiem. Raphael, syn Nieba, panujący nad wiatrami, manipulowany przez może i osłabionego, ale wciąż groźnego ojca, Uranosa, czyha na jego życie. Zadawał więc sobie pytanie, czy w ogóle ma jakiekolwiek szanse z Raphaelem? Czy ma szanse pokonać Pana Nieba? Zastanawiał się nad słowami tego tajemniczego jegomościa, którego spotkał, kiedy zobaczył po raz pierwszy syna Niebios.
„ Może pokonaliście Gaję – powiedział ochrypłym i grubym głosem – ale wiedzcie, że czeka na wasz jeszcze groźniejszy przeciwnik. Taki, którego bała się sama Gaja. Jego nie zdołacie pokonać.”
Czy ten koleś miał na myśli Uranosa? Jeśli tak to dlaczego on powiedział, że bała się go sama Gaja, skoro to właśnie ona doprowadziła do jego upadku? Za jej pośrednictwem Pan Niebo stracił tron. Dlaczego Bogini Ziemi miałaby się bać swego dziecka, który jest znacznie od niej słabszy? Percy nie rozumiał tego. Nie wiedział co o tym myśleć. Postanowił, więc dodać te myśli do zbioru pytań, które miał zadać Oktawianowi w Obozie Jupiter.
- Nieśmiertelni są jak śmiertelni. – powiedziała tajemniczo Artemida, widząc jego zamyślenie i jakby wiedząc o czym rozmyślał.
Percy wzdrygnął się, słysząc te słowa.
- O czym Pani mówi? – zapytał, nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- Śmiertelni zostali stworzeni na podobieństwo Bogów. – rzekła Artemida patrząc na niego – Śmiertelni popełniają te same błędy co my i odwrotnie.
Chłopak zmarszczył brwi. Nadal nie wiedział co te słowa oznaczają.
- Siła psychiczna i siła fizyczna nie idą ze sobą w parze. – kontynuowała bogini łowów – To, że ktoś jest silniejszy, nie znaczy, że nie ma w sobie strachu. Pomyśl o umyśle.
Percy siedział obok Thalii mającą bladą minę i zatykającą rękami swoją twarz, by nie patrzeć w dół. I nagle zrozumiał słowa Artemidy. Córka Zeusa była silna, ale miała w sobie strach, który ją paraliżował i osłabiał. To by znaczyło, że podobne odczucie miała Gaja. Ona była potężna, lecz mając słabą psychikę nie była w stanie przeciwstawić się swemu mężowi, Uranosowi. To dlatego posłużyła się Kronosem, by ten pokonał Niebo, bowiem sama tego nie potrafiła. Nie była w stanie stanąć z nim w twarzą twarz. Ale jak ma to pomóc mu w pokonaniu Raphaela i Uranosa? Percy nadal nie wiedział.
Artemida już nie patrzyła się na niego. Jej jasne włosy powiewały w rytm cichego wiatru. Renifery co jakiś czas wydawały odgłosy, jakby prosząc o odpoczynek i jedzenie. Thalia nadal siedziała obok Percy;ego skulona ze strachu. Po chwili bogini łowów rzekła.
- Już jesteśmy na miejscy. – powiedziała radosnym tonem Artemida – Obóz Jupiter pod nami.
Wielkość Obozu Jupiter zawsze dziwiła Percy’ego Jacksona, za każdym razem, gdy do niego przybywał. Jest on bowiem dwa razy większy od Obozu Półkrwi. Właściwie był on jakby miastem, którego rzymscy herosi nazwali Nowym Rzymem. Dolina koczowiska obrzeżona była wzgórzami Oakland. Na środku obozu było duże jezioro, które przy małym jeziorku w Obozie Herosów, wydawało się Morzem Martwym. Niedaleko wód był wielki budynek barwy białej, zwany Senatem, w którym odbywały się narady dotyczące samego obozu jak i misji. Naprzeciwko Domu Senatu stało forum, na którym wygłaszano orędzia, Koloseum, w którym urządzano liczne walki i konkursy, a także Cyrk, w którym herosi rzymskiego pochodzenia mogli się pośmiać. Na północ zbudowane było osiedle, pełne domów, sklepów, domów kultury i uczelni. Tam herosi mogli zamieszkać i żyć bezpiecznie po osiągnięciu pełnoletniości. Na południe od Nowego Rzymu stały świątynie największych bogów rzymskich: Marsa Ultora, boga wojny, Jupitera Optimusa Maximusa, Plutona, władcę podziemia i bogactwa i Bellony, bogini wojny. Na zachód widać było Via Principalis i Via Praetoria, czyli miejsca zamieszkałe przez herosów na służbie. Te z kolei są podzielone na Kohorty, w których zostają rozdzieleni półbogowie. Gdzieniegdzie widać było półbogów biegających w tą i we tą stronę. Niektórzy patrzyli na latające złoto-czerwone sanie ciągnięte przez renifery i krzyczeli. Percy patrząc na to przypomniał sobie jak pierwszy raz tu przybył, jak jego dawny nieprzyjaciel Oktawian niechętnie przyjął do Obozu jupiter, zarzynając przy tym jego pluszową pandę, jak został przydzielony do piątej kohorty, czyli tej najgorszej i jak rozsławił tę kohortę, odzyskując dawno utraconego przez Rzymian Orła (symbolu Jupitera), w czasie misji uwolnienia Tanatosa z Alaski, z rąk najstarszego syna Gai, złego giganta Alkyoneus’a, jak został pretorem po pokonaniu Polybotesa i jego armii, kiedy atakowała Obóz Jupiter. To były czasy, mówił sobie Percy.
Artemida wylądowała saniami na forum. Wszyscy byli zdziwieni przybyciem bogini łowów. Artemida witając się z rzymskimi herosami zamieniła się w swoją rzymską wersję Dianę, zaś półbogowie oddawali jej hołd kłaniając się jej. Po chwili bogini łowów zamieniła się w swą pierwotną postać. Po czym zwróciła się do Percy’ego.
- Zapamiętaj moje słowa przyjacielu. – rzekła Artemida – Pomogą Tobie w zrozumieniu Uranosa. Tylko wtedy będziesz miał szansę go pokonać.
Po czym wsiadła do złotych sań i zanim Percy zdołał ją zapytać jak te słowa mają pomóc pokonać Pana Nieba zawołała na renifery.
- Do Jeziora Lake! – krzyknęła bogini łowów.
Renifery zadrżały, poruszyły rogami, zaczęły wierzgać nogami. Złoto – czerwone sanie powoli się uniosły i następnie poleciały ku górze. Po chwili znikły oczu Percy’ego jakby się przeteleportowały magicznym dotknięciem różdżki bogini Artemidy.
Rzymscy Obozowicze bardzo ucieszyli się na przybycie Percy;ego. Zaczęli szykować ucztę, układać choreografię do nocnych tańców. Wszyscy się z nim witali, pytali co u niego, czy widział Jasona, jak tam Leon. Byli ciekawi celu jego przybycia. Zachowywali się jakby spotkali jakąś gwiazdę HOLYYWOOD. Jednak Percy nie miał czasu na pogaduszki. Syn Posejdona za wszelką cenę musiał się spotkać z Oktawianem. Na szczęście domyślał się, gdzie jest pretor.
Tak jak Percy przypuszczał Oktawian przesiadywał w świątyni na cześć boga Jupitera, gdzie odprawiał swoje niecne rytuały. Idąc do świątyni podziwiał dawno niewidziany krajobraz Obozu Jupiter. Na około ogromnych drzew tańczyły wesoło nimfy, które były podrywane fałszywym śpiewem faunów. Percy dobrze współczuł nimfom. Gdzieniegdzie przelatywały lary, czyli fioletowe duchy przodków. Pogoda był bardzo miła i przyjemna. W końcu Syn Posejdona doszedł do świątyń. Kolegiatów było czterech. Pierwszą na jaką zwrócił Percy uwagę była modlitewnia Neptuna, która od ostatniego jego pobytu znacznie się powiększyła. Kiedyś na jej miejscu stał malutki barak przypominający podwórkowy sracz. Teraz stał tu duży niebieski budynek z muszelkami na dachu. Co prawda wielkością kapliczka rzymskiej wersji boga mórz nie dorównywała świątyni Jupitera, ale ucieszył jej widok Percy’ego. Dom modlitewny Jupitera zaś przypominał katedrę Notre Dame. Mury z białego marmuru z złotym dachem, otoczone przez małe posągi boga piorunów. Do tej kaplicy była utworzona specjalna marmurowa osobna ścieżka z małymi drzewkami po bokach, niczym mała alejka. Do tejże właśnie świątyni zmierzał nasz bohater. Tam spodziewał się spotkać Oktawiana torturującego małe bezbronne misie. Główna komnata świątyni Jupitera była jakby salą tronową. Długa. Na wszystkich ścianach najróżniejsze obrazy przedstawiające boga piorunów lub wydarzenia związane z nim. W komnacie nie było żadnych siedzeń. Osiem marmurowych kolumn były otoczone przez żywe rośliny i jadła podarowane królowi bogów. Długi, szeroki dywan z złotymi frędzelkami prowadził do ogromnego ołtarza, przy którym klęczał chudy blondyn ubrany w fioletową togę i trzymającego w prawej ręce zarżniętego już misia. To był Oktawian we własnej osobie. Pretor Obozu Jupiter. Nie jest on zwykłym herosem. Jest legatariuszem, czyli potomkiem Apollina. Jego szlachecka rodzina od wieków przysyła do obozu swoje dzieci. Percy kiedy pierwszy raz spotkał Oktawiana nie bardzo go polubił. Prawdę mówiąc znienawidził go od pierwszej chwili. Oczywiście potomek Apollina również nie pozostał mu dłużny. Za wszelką cenę próbował wmówić swoim pobratymcom, że Percy jest zdrajcą, podłym szpiegiem greków, kiedy syn Posejdona przywędrował do Obozu Jupiter. Podburzał wszystkie jego wypowiedzi i utrudniał Percy’emu podróż w czasie podróży do Rzymu, kiedy ten próbował razem z drużyną odbić swojego kumpla, Nica. Aż w końcu dopuścił się najgorszego, czyli ataku na Obóz Półkrwi, niszcząc go prawie kompletnie. Percy miał wtedy ochotę go ukatrupić gołymi rękami, ale Oktawian znowu mu w tym przeszkodził. Tym razem pomógł synowi Posejdona w walce z Gają i jej potężnym synem, Porfyrionem. Kiedy Percy i sześcioro pozostałych z drużyny leżeli bez sił, a gigant Porfyrion miał zadać chłopcu ostatni cios, Oktawian razem ze swoją rzymską armią w ostatniej chwili przybiegł na ratunek i pomógł pokonać giganta. Percy do dziś nie wie dlaczego Oktawian się zmienił i zdecydował się mu pomóc w pokonaniu Gai, ale właśnie wtedy nabrał do niego szacunku. Tak zaczęła się przyjaźń, pomiędzy dwoma wrogami. Między Oktawianem, a Percym.
Percy powoli zbliżył się do chłopaka. Oktawian nie zwracał na niego żadnej uwagi. Był tak pochłonięty bowiem swoim ulubionym zajęciem, czyli modłami do bogów. W tym przypadku do Jupitera. Oktawian był otoczony przez wnętrzności zarżniętego misia. Jego jasne włosy opadały mu na dziecinną twarz.
- A ty ciągle bawisz się misiami? – zapytał Percy z wielkim sarkazmem w głosie. – No taki duży chłopiec.
Oktawian nadal klęczał skulony ze swoim misiem. Percy usłyszał jego cichy śmiech.
- Percy wiedziałem, że przyjdziesz. - powiedział piskliwym głosem blondyn, wciąż skulony – Zapomniałeś, że jestem wróżbitą i potrafię przejrzeć przyszłość?
Stanął i otrzepał się z puchu. Jego twarz była bardzo dziecinna w jak na jego wiek. Kości policzkowe wystawały z jego twarzy. Uszy były lekko odstające. Włosy jasne, krótkie z przedziałkiem na środku, podobnie jak u Percy’ego.
- Wiele razy Tobie mówiłem , dlaczego używam maskotek. – odrzekł po chwili Oktawian - To nie moja wina, że nie dociera to do twojego tępego mózgu. Chwila ciszy. Percy i Oktawian patrzyli sobie w oczy. Potem nagle buchnęli śmiechem głośnym. Śmiali się tak przez kilka minut poklepując się po plecach i trzymając się za brzuchy. Ledwo zdołali się uspokoić.
- Nic się nie zmieniłeś Oktawian. – powiedział Percy ciągle chichocąc – Jesteś ciągle taki….
- Do rzeczy! – przerwał mu Oktawian zmieniając nagle temat. Jego głos stał się poważny. – Co się sprowadza? Co tym razem?
- Tradycja. – rzekł Percy – Kolejna bitwa z tytanem. Tym razem sam Uranos chce się sprawdzić w walce ze mną.
Zapadła cisza. Oktawian przez chwilę myślał przez zamknięte oczy. Po czym zwrócił się do przyjaciela.
- Chodźmy do Via Praetoria. Pewna istota na pewno ucieszy się z twego przybycia.
W czasie całej drodze do Via Praetoria Percy wszystko opowiedział Oktawianowi co się wydarzyło w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Opowiedział jak wszystko o Raphaelu, jak go spotkał, jak walczyli ze harpiami, jak dowiedzieli się kto jest jego ojcem, jak chłopak zakochał się w córce Ateny Anayi. Jak nie potrafili wyznać sobie miłości, jak chłopak uciekł obozu i jak poprzysiągł Percy’emu, że wskrzesi Uranosa, który zniszczy Olimp i zabije go. Oktawian wszystko dokładnie wysłuchał. Jego mina była cały czas poważna, lecz Percy widział w jego małych oczkach niepokój i strach.
Via Praetoria były wielkim bliźniaczym budynkiem, zbudowanym z białego marmuru i wielkimi okiennicami od podłogi do sufitu. Budowla była okryta wieloma maleńkimi dachówkami barwy fioletowej, by każdy wiedział kto w nich urzęduje. Budynek przypominał nieco pałace wiktoriańskie z XVI wieku. Do wielkich wrót prowadziła szeroka aleja z granitowego marmuru z drzewami i posągami bogów, a po lewej i po prawej strony roztaczały się wielgachne pełne piękna ogrody z kwiatami, krzewami pełnymi smacznych i słodkich owoców i zielenistą trawą lśniącej od delikatnej, chłodnej rosy. Wszystko to wyglądało wręcz przepiękne w złotawym blasku słońca na tle wielobarwnej tęczy czarownej Irydy. Percy z wielkim zachwytem w swych morskich oczach podziwiał ten przepiękny jego zdaniem dla oczu krajobraz. Chłopcy z prędkim krokiem podeszli do brunatno-stalowych wrót gmachu i weszli do środka. Główna komnata gmachu przypominała nieco jadalnię pałacu wersalskiego. Między wielkimi wrotami stały potężne marmurowe posągi przedstawiające Oktawiana i Percy’ego. Na oko syna Posejdona miały góra ze trzy metry wysokości. Sufit przypominający sklepienie rzymskich kaplic cały wymalowany był freskami. Z sufitu wisiał olbrzymi, złotem ozdobiony żyrandol. Jego światłom ostre i ciepławe, niczym rajdowy samochód Apolla oświetlało długi i hebanowy stół. Na stole były porzucane liczne otwarte, lekko podrapane książki. Prawdopodobnie miejsce Elli, pomyślał Percy. Ciekawe, gdzie ona jest, pytał siebie w duchu chłopak. Na marmurowej posadzce leżał karminowy dywanik ze złotawymi frędzelkami. Z prawej i lewej strony zakrywając beżowe ściany stały wysokie aż do samego sufitu regały zapełnione przeróżnymi księgami i mapami, dzięki którym komnata przypominała nieco bibliotekę. Naprzeciwko na tle porozwieszanych na ścianach przeróżnych broni: tarcz, mieczy, katan, były dwa identyczne brunatne trony z fioletowymi narzutami. Wyżej broni wisiały przepiękne obrazy w srebrnawej ramie. Oktawian poszedł z szarmanckim krokiem do stołu, wziął butelkę z wykwintnym czerwonym winem, ukrytą w bałaganie. Nalał aromatycznego napoju do złotawych kielichów zahibernować. Delikatnie westchnął rozkoszując się zapachem wina. Percy nadal stał oszołomiony tym bogactwem. Percy wtedy sobie przypomniał, że ostatnio kiedy tu przebywał czyli jakiś rok temu to Oktawian mu mówił, że zamierza to wyremontować i rozbudować, by to wyglądało jakoś przyzwoicie. Chłopak nie miał bladego pojęcia o czym wtedy Augur mówił. Teraz to zrozumiał. Oktawian miał na myśli z prostego gmachu i jego drewnianego wnętrza zrobić istny królewski pałac.
- Percy, co tak stoisz? Wnętrza nigdy nie widziałeś?! – zawołał do niego Oktawian opróżniwszy już swój kielich. – Napijesz się wina? Bardzo smaczne! Dakota własnoręcznie pędził. – zachęcał potomek Apolla wskazując na kielich z alkoholem.
Syn Posejdona nie zareagował na jego zawołanie i nadał stał wpatrzony w przepiękne freski, przedstawiające wydarzenia, które się wydarzyły podczas wojny z gigantami, przybycie Oktawiana na pomoc drużynie, śmierć poszczególnych gigantów, pokonanie Gai, a także śmierć Annabeth, co bardzo zezłościło Percy’ego. Chłopak miał ochotę udusić potomka Apolla gołymi rękami, bowiem wiedział, że Oktawian kazał namalować to specjalnie, by Percy w końcu zrozumiał, że ona nie żyje. Mimo to i tak to go złościło. Cały Oktawian. Nawet w swojej dobroci potrafi być cyniczny i pełny sarkazmu.
- WOW! C… Co? – zapytał Percy budząc się ze myśli i zapominając o gniewie. – Pewnie, że się napiję. Kiedy to ja piłem wino Dakoty. Chyba wieki temu. – westchnął i wziął kielich, który podawał mu rzymski heros. Szybkim łykiem opróżnił naczynie i wzdrygnął się.
- Gdzie jest Ella? – zaciekawił się chłopak.
- A gdzieś tam sobie lata z innymi harpiami – odpowiedział mu legatariusz. – nie uwierzysz Percy, ale ona nie tylko się z nimi zaprzyjaźniła, ale też nauczyła je czytać. Mam teraz stadko molów książkowych. – dodało ze śmiechem w ustach.
Oktawian napełnił jeszcze raz kielich Percy’ego, mimo jego nieznacznych sprzeciwów.
- No i co wymyśliłeś? – zapytał Percy Oktawiana wymachując czarą i rozlewając trochę wina. – Masz dla mnie jakieś rady?
Augur przez chwilę zatopił się głęboko w myślach, potem podszedł do najbliższego regału i wyjął z niego opasłą księgę o szarawej twardej oprawie i otworzył ją. Kilka razy ją przekalkował zaczytawszy się w niej.
- W sprawie Uranosa niewiele mogę Ci pomóc. – rzekł po chwili, nie odrywając wzroku od książki. – O Uranosie nic praktycznie nie wiem. Jego rzymska forma, Coelus, była jedynie odpowiednikiem waszego. Nie miała właściwie żadnego wglądu na historię rzymskiej mitologii.
- Co masz przez to na myśli? – zapytał Percy nie bardzo rozumiejąc. W gruncie rzeczy w mitologii nie był nigdy dobry. Od tego była Annabeth.
- Coelus był jedynie personifikacją nieba. My, Rzymianie, nie oddawaliśmy mu żadnego kultu i nie stawialiśmy świątyń na jego cześć. Jego czyny były takie same jak Uranosa, lecz starożytnych Rzymian mało co obchodziły. Był po prostu nikim. Jedynie marnym tłem.
Percy pokiwał głową na znak, że jakoś zrozumiał.
- Aha – powiedział chłopak. – A co z Berłem Odrodzenia? Wiesz co to jest i i gdzie jest ukryte? Jak je znaleźć? – dopytywał się Oktawiana.
Legatariusz skrzyżował ręce na piersi i zmarszczył brwi, jakby próbując sobie przypomnieć o Berle Odrodzenia.
- Słyszałem jedynie pogłoski, mity, legendy czy jak to się nazywa. W każdym razie obiło mi się o uszy– odrzekł w końcu Oktawian. – Nie do końca wiem co to za artefakt. Nawet nie wiem czy w ogóle takie coś istnieje. Ludzie powiadają, że ktoś podobno stworzył przedmiot mający moc wskrzeszania istot, ale kto to ja sam nie wiem. Jedni mówią, że Chaos stworzył podobny artefakt, a inni, że Uranos mający przeczucie, że ktoś czyha na jego istnienie – znów się zatopił w myślach. – Są nawet sprzeczności w nazwach. Niektórzy nazywali ten artefakt Orężem Mroku, twierdząc, że ma w sobie potęgę samego Chaosu i jego uwięzionego ducha. – dodał po chwili zamysłu.
Zapadła straszliwa cisza. Z dużych okiennic dało się widzieć niebieskawe błyski błyskawic i słyszeć nachalne popukiwania kropli okropnej ulewy o framugę okiennic. Zrobiło się ciemno i mrocznie. Święcący ostrym światłem żyrandol zadrgał mimowolnie. Percy cały okryty zimnym potem cierpko przełknął ślinę na wieść o tym co właśnie usłyszał.
- A wiesz może gdzie można znaleźć te całe Berło Odrodzenia? – zapytał Percy wciąż drżąc ze strachu.
- Percy, ja nawet nie wiem czy ten artefakt rzeczywiście istnieje, nie mówiąc już o jego miejscu ukrycia. – odpowiedział mu zrezygnowany już Oktawian.
Zapadła cisza. Chłopcy ziewnęli ospale. Percy poczuł się zmęczony. Wszak dochodziła już dość późna godzina.
- Aaaa… Późno się zrobiło. Poza tym już chyba wszystko zostało wyjaśnione – powiedział Oktawian ziewającym tonem. – Twoja część mieszkalna jest po prawej stronie – dorzucił idąc do swej sypialni.
- Tak – wyszeptał syn Posejdona mając jakieś dziwne przeczucie, że o coś zapomniał Oktawiana zapytać. Tyle, że teraz nie mógł sobie przypomnieć o co.
Po szoku z komnatą wejściową nasz bohater doznał kolejnego ogromnego szoku, gdy zobaczył swą sypialnię. Wtedy zrozumiał, że Oktawian to istny szaleniec, a na pewno prawdziwy potomek Apolla, który ten kochał wszelkie bogactwo i przepych. Sypialnia była jeszcze bardziej luksusowa od najcudowniejszej komnaty w pałacu wersalskim. Pokój był pomalowany na morskie kolory, tak, że Percy czuł, jakby był pod wodą. Marmurowe posągi przedstawiające Percy’ego otaczały trzymetrowe łoże z lazurowym baldachimem. Na łożu zaś leżało ze kilkanaście poduszek o różnych i wymyślnych kształtach, od trójkątnych, przez owalne, a zakończywszy na zwyczajnych kwadratowych. Na przeciwnej ścianie. Na przeciwko na całej ścianie rozpościerały się wielkie okiennice z wyjściem na taras. W lewym narożniku stał marmurowy kominek, w którym jarzył się niebieskawy ogień. Nad kominkiem wisiał portret Annabeth, który wywołał łzy w oczach Percy'ego. Malowidło było piękne. Córka Ateny o delikatnie beżowej cerze z uśmiechem na ustach i radością w szarych pełnych mądrości oczach stała na tle wspaniałego, górzystego krajobrazu. Percy otarł łzy i rozejrzał się jeszcze raz po sypialni. Z sufitu wisiał złotawy żyrandol, podobny do tego, którego chłopak widział w sali wejściowej, tyle, że od niego padało niebieskie światło. Na przeciwko łóżka stała stara szafa, zrobiona z sosnowego drewna. Percy otworzył ją i zobaczył w niej wiele świetny ubrań, pasujących do jego upodobań. Mimo to, chłopak postanowił ubrać się w pidżamę, którą miał przy sobie w plecaku. Otworzywszy plecak Percy zobaczył maskotkę, którą zapomniał dać Oktawianowi. Jutro mu ją dam, przyrzekł sobie w duchu chłopiec. Przebrawszy się w błękitną pidżamę syn Posejdona położył się na łóżku, przykrył się chłodną, lśniącą i pełną zapachu kołdrą, jakby dopiero co była wyprana. Przyjrzał się jeszcze raz pięknemu portretowi swej ukochanej i zasnął snem głębokim.
Percy jak to każdy półbóg zawsze ma bardzo realistyczne sny. Teraz nie było inaczej. W pierwszym śnie chłopak znalazł się w Obozie Herosów, który był dziwnie opustoszały, lecz nie widać było w nim żadnych zmian czy zniszczeń. Nie nastąpił żaden atak.W Obozie nie było nikogo, prócz jednej jasnowłosej dziewczyny, która odwrócona od niego tyłem obserwowała bawiące się ryby w lśniącym i przezroczystym stawie. Była ona ubrana w obozową pomarańczową koszulkę i szarawe jeansy. Dziewczyna jakby czując jego obecność odwróciła się do niego i wtedy Percy przeżył wstrząs. Ową dziewczyną okazała się Annabeth Chase, zmarła dziewczyna chłopaka. Percy stanął jak zamurowany. W jego morskich oczach pojawiły się łzy. Jego twarz przybrała stała się smutna, wesoła i wściekła zarazem. Teraz miał okazję, by wszystko wygarnąć ukochanej. By się w końcu dowiedzieć, czemu go opuściła. Niech mu wytłumaczy! Niech go za to przeprosi! Niech go błaga o wybaczenie!
- Dlaczego? - zapytał jej się Percy cały drżąc. - Dlaczego? Dlaczego mnie opuściłaś?! - krzyknął na nią z łzami w oczach.
Annabeth stała jak gdyby nic. Ciągle się w niego wpatrywała. Milczała, a jej inteligentna twarz zalała się goryczą.
- Dlaczego?! Dlaczego mnie opuściłaś?! - wykrzykiwał do niej Percy, lecz ona nie reagowała na jego zawołania.
Dziewczyna, a może raczej zjawa, bo nastolatka była otoczona przez jaśniejącą poświatę załkała. Jej jasne włosy falowały w rytm suchego zefiru.
- Wybacz mi Percy - rzekła z zapłakanym tonem. - Nie chciałam tego.
- Nie chciałaś?!! - krzyknął chłopak. - Ale jak to? Wytłumacz mi! Jesteś mi to winna!
- Tak Percy. Wybacz. J..Ja widziałam twoją przyszłość. T..Twoje przeznaczenie. Widziałam co się stanie - powiedziała Annabeth jąkając się.
Percy nie rozumiał jej. Jak niby ona mogła widzieć jego przeznaczenie, skoro nie jest wyrocznią.
- Jak to?! Powiedz mi! Co się stanie?! Co widziałaś?! - dopytywał ją Percy.
- Nie mogę Ci powiedzieć Percy. Tylko ty sam możesz poznać twe przeznaczenie - wytłumaczyła mu.
Zaczął wiać silniejszy wiatr. Zaczęło się błyskać. Znak, że sen z Annabeth dobiega końca. Dziewczyna powoli zaczynała znikać.
- Czemu mnie zostawiłaś? Czemu? Przecież razem mogliśmy poznać moją przyszłość. - powiedział Percy łapiąc ją za ręce i próbując ją zatrzymać przed całkowitym zniknięciem.
- Tylko ty jeden sam możesz poznać Twe przeznaczenie Percy - rzekła córka Ateny coraz bardziej bladsza. - Kocham Cię! - zapewniła i znikła.
Sceneria się zmieniła i Percy znalazł się w kompletnie innym miejscu. Była to jakaś góra. Była mroźna i mglista noc. Niebo było obwałowane fioletową powłoką. Syn Posejdona usłyszał dziwne jęki i pobrzękiwania ostrzy. Nagle ujrzał dwie cieniste postacie, walczące ze sobą. Jedna ubrana jakby w ciężką zbroję i mająca na sobie falującą pelerynę wybiła drugiej postaci miecz z rąk. Ostrze wyleciało i poleciało w siną dal. Następnie istota w pelerynie z impetem zaatakowała drugą postać, która zdołała jakoś uniknąć ataku. Jednak drugiego natarcia uzbrojonej postaci nie uniknęła. Mocna ręka uderzyła w brzuch bezbronnej istoty, która straciwszy równowagę spadła ze góry, lecz nie runęła w przepaść. Ostatnimi siłami trzymała się skały. Postać w pelerynie podeszła nad przepaść i nadepnęła na dłoń ledwie trzymającej się drugiej istocie, która wrzasnęła z bólu.
- NIECH ŻYJE HEROS! - ryknęła wniebogłosy postać w zbroi i puściła stopę.
Bezbronna istota spadła w przepaść i w tym momencie Percy się obudził zlany potem i gęsią skórą. Usłyszawszy jakieś krzyki wybiegł na taras i zaniemówił. Mroczne niebo, teraz było obwałowane przez fioletową powłokę, identyczną jaką zobaczył we śnie. Na niebie chłopak ujrzał tej białawe zjawy z trupią czaszką, które kłębiły się tu i ówdzie i wydając złowieszcze syki. Po okolicy w panice rozbiegali się rzymscy półbogowie krzycząc bezustannie i padając na siebie. Gdzieś było słychać przeraźliwy i pełny mroku śmiech.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Raphael dnia Sob 20:03, 19 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loua
Półbóg
Dołączył: 29 Gru 2012
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: okolice Tychów :)
|
Wysłany: Sob 19:45, 19 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Dobra, Loua w końcu przeczytała
Powiem tak...MEGA!
Sam wymyśliłeś tą pieśń z VIII rozdziału?
Lubię samą postać Raphaela, ale czasami potrafi być wkurzający...ale w końcu na świecie nie ma ideałów)
No więc mój drogi, zyskałeś nową fankę
Świetne opowiadanie i czekam na następny rozdział
P.S. Musiałeś skończyć w takim momencie?!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loua dnia Sob 19:45, 19 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raphael
Półbóg
Dołączył: 19 Lis 2012
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:55, 19 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Tak, musiałem. Bo wtedy z zapartym tchem czekasz na kolejne.
Tak, sam wymyśliłem tę pieśń.
Czemu wkurzający? Bo chciałbym wiedzieć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|