Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Czy robić sequel do "Alfy i Omegi"? Czy zacząć pisać inne opowiadanie? |
Tak. Od razu po zakończeniu "AiO" zacznij pisać sequel. |
|
100% |
[ 5 ] |
Tak. Ale najpierw zacznij pisać nowe opowiadanie/skończ "LG", a dopiero potem napisz sequel. |
|
0% |
[ 0 ] |
Nie. Zacznij pisać nowe opowiadanie/skończ "LG". |
|
0% |
[ 0 ] |
Nie. Przestań w ogóle pisać. |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 5 |
|
Autor |
Wiadomość |
Michał
Półbóg
Dołączył: 20 Lis 2012
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 14:04, 24 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Czytałem najnowszy rozdział na FF i powiem Ci tylko że jest zajebisty tak jak cała reszta <3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Mosqua
Administrator
Dołączył: 04 Lut 2012
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Krakowa! Ktoś jeszcze?
|
Wysłany: Czw 14:47, 24 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Nowy rozdział. Jeeee...!
Ma on równo 6460 słów. To dużo. I to tak choleeernie dużo.
Nawet nie chcę mi się pisać, taka jestem zmęczona. Ale rozdział napisałam przede wszystkim dla jednej ważnej osoby.
Wszystkiego najlepszego Verte!
Rozdział dedykuję Tobie, jako podziękowanie za wsparcie, które od ciebie otrzymuję i jako prezent urodzinowy. W końcu stałaś się tzw. amerykańską nastolatką, jak ja to lubię mówić.
W każdym razie dużo inspiracji, czasu, siły do pracy. Żeby twoja wyobraźnia rosła z wiekiem, a w klawiaturze starły się litery od ciągłego pisania.
Nie jestem w stanie cię uścisnąć, ani powiedzieć tych życzeń osobiście, ale jako pisarz jestem w stanie sprawić ci prezent w postaci tego rozdziału. Jest cały twój.
Soundtrack: OJ dużo tego było. Ale najwięcej to : http://www.youtube.com/watch?v=8xQGldCmSGE
Rozdział XII
Dokoła wszyscy krzyczeli i uciekali. Panował chaos.
Alfa widział wyraźnie zbliżającą się falę wody. Czuł jej moc, jej potęgę. Obudziły się w nim dawne instynkty. Chciał nią zawładnąć, chciał ją objąć.
Ale nie mógł. Nie wolno mu było.
Woda zbliżała się coraz szybciej, pochłaniając wszystko na swojej drodze.
Spojrzał nerwowo na swoje rodzeństwo. No dalej. Dalej, dacie radę. Dacie sobie radę...
Ale nie dawali sobie rady. Alfa wiedział, że nie dadzą. Ta fala była zbyt potężna dla nich wszystkich, nawet dla Page. Żadne dziecko Posejdona nie byłoby w stanie jej powstrzymać.
A w każdym razie żadne normalne.
Alfa przepchał się przez szalejący tłum i stanął tuż za swoim rodzeństwem. Woda była tuż przed nimi.
- Posłuszeństwo nie jest twoją mocną stroną, prawda?
- Nie… ojcze.
- Chyba jestem temu po części winny. Morze nie lubi więzów.
Woda była tuż przed Page. Alfa zobaczył jak jej oczy rozszerzają się ze strachu.
Teraz będzie musiało je polubić, pomyślał, po czym wyciągnął przed siebie ręce i zacisnął je w powietrzu, skupiając wszystkie myśli na otaczającej go wodzie.
I w jednej chwili stanęła, tworząc wodny mur otaczający ludzi. Energia buzowała w nim i wręcz błagała o wypuszczenie, o uwolnienie...
Alfa natychmiast poczuł uderzenie jej mocy. Przygniatała go, dusiła, zabierała wszystkie siły.
Zaklął w myślach. Minęło zbyt dużo czasu od kiedy ostatni raz kierował tym żywiołem.
Z jego czoła zaczęły spływać krople potu. Nogi drżały mu i miał wrażenie, że zaraz zemdleje z bólu. Czuł się, jak wtedy, gdy trzymał na ramionach cały świat. Teraz trzymał na nich nieuchwytny żywioł.
Czuł, jak wszystko mu się wymyka, fala wyślizguje się z jego rąk.
Ale wtedy zacisnął mocniej ręce i zamknął oczy. Nie zamierzał się poddać.
Skupił w sobie całą siłę i jednym ruchem wypuścił ją, sprawiając, że fala wody zaczęła się powoli cofać, centymetr po centymetrze.
Poczuł drżenie w całym ciele. Coś było nie tak.
Każda komórka jego ciała krzyczała w bólu, każdy nerw. Cała siła zaczęła mu umykać i czuł, że dłużej już nie da rady.
Ale wtedy woda zaczęła wsiąkać w ziemię.
A więc dobrze Percy Jacksonie. Przyjmuję wyzwanie. Przybędę o zmierzchu.
Otworzył oczy i dostrzegł tłum ludzi wpatrujących się w niego w szoku.
- Percy?
Rozejrzał się nieprzytomnie. Percy? Jaki Percy?
Widział spojrzenia obozowiczów, wypełnione lękiem, zdumieniem, poczuciem zdrady.
Gdzieś mignęła mu twarz Thalii i Nico, wykrzywiona w zdumieniu i ... szczęściu?
Co się stało? Co się stało?
Zakręciło mu się w głowie, obrazy zaczęły się rozmazywać.
- Alfa. Chodź. - usłyszał czyiś nerwowy głos. - Oni wiedzą. Wszystko się wydało. Wszystko.
Podniósł głowę, by zdać sobie sprawę, że klęczy na ziemi, a przed nimi widnieje zaniepokojona twarz Page.
- Co? Co wiedzą? - powtórzył nieprzytomnie.
- Percy. Wiedzą, że jesteś Percy'm.
Nagle poczuł, jak czyjeś delikatne ramiona podnoszą go , a po chwili dołączają się do nich inne, silne.
Zaczęli iść, on prawie czołgając się po ziemi. Dookoła rozbrzmiewały krzyki, tupot nóg, ale do niego nic nie docierało.
Wszystko było czarne.
_________________________________________________________________
Obudził go straszny ból głowy.
Jeszcze nie do końca przytomny, powoli rozchylił powieki, by zobaczyć zmartwioną twarz dziewczyny, siedzącej przy jego boku.
- Page? - zapytał niepewnie. Jej twarz natychmiast rozchyliła się w uśmiechu, a on zobaczył ślady łez na jej policzkach. - Płakałaś?
- Co? - powtórzyła nieprzytomnie, wciąż wpatrując się w niego z radością.
- Czy płakałaś? - powtórzył pytanie, tym razem bardziej delikatnie.
- Nie! Oczywiście, że nie! - Page od razu zaprzeczyła. - Ja po prostu...
Alfa machnął ręką na znak, że dziewczyna nie musi mu się tłumaczyć, a ona wyraźnie odetchnęła.
- To jak się czujesz? Trochę się o ciebie martwiłam. Zemdlałeś, tak nagle i przespałeś parę godzin, a jest już ósma, czyli około godzin pozostało nam do zmroku, po za tym wszyscy o ciebie pytali, i Chejron i Thalia i Nico, a ja nie wiedziałam co im mam powiedzieć, więc zamknęłam się tutaj, no i...
- Czekaj. - Alfa przerwał słowotok siostry. - O czym ty mówisz? Kiedy zemdlałem? O co ci chodzi z tym świtem? I dlaczego każdy chce mnie zobaczyć?
- Nic nie pamiętasz. - wyszeptała dziewczyna.
Alfa pokręcił głową.
- Nie. I nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz. A tak właściwie...- rozejrzał się. - To gdzie my jesteśmy?
Page uśmiechnęła się lekko.
- U mnie w domku. Każdy Nieśmiertelny ma swój własny, pamiętasz? Mówiłam ci to na plaży.
Alfa przytaknął, nie do końca słuchając dziewczyny. Był zbyt zajęty oglądaniem wnętrza domku.
Był dość mały, ale przytulny. Ściany były pomalowane na ciepły beżowy kolor, a z każdego dostępnego miejsca, Alfa widział coś, co symbolizowało morzę. Muszelkę, obraz, piasek na podłodze, czy chociaż glony, czające się w szklance.
Sam chłopak znajdował się w dość małym, jak na niego, łóżku. Stopy wystawały mu znad krawędzi łóżka, i było ono tak wąskie, że Alfa zastanawiał się, jakim cudem, jeszcze z niego nie spadł. Page siedziała na krześle przysuniętym do niego, bo na posłaniu nie starczało już dla niej miejsca. Jej szczupła, podłużna twarz, wykrzywiona była w delikatnym uśmiechu podczas, gdy długie czarne kosmyki wpadały do jej niebieskich oczu.
- Czemu u ciebie jestem? Co się stało?
- Spróbuj sobie przypomnieć.
Alfa westchnął, ale posłusznie zamknął oczy.
Wciąż bolała głowa, i w tej chwili był w stanie skupić się tylko na tym. Ale pomimo tego, wytężył umysł starając się przywołać wspomnienia. W pewnym momencie obrazy zaczęły pojawiać mu się przed oczami. Przypomniał sobie chaos, jaki ogarnął obóz. Widział zrozpaczone spojrzenia ludzi. Krzyki. W tłumie stała Page i pozostałe dzieci Posejdona, jako jedyni spokojni. Najwyraźniej próbowali coś zrobić, tylko ... co?
Chłopak skupił się jeszcze bardziej. I wtedy je zobaczył. Zrozpaczone, ale jednocześnie zdeterminowane spojrzenie Page. Na nią, i na pozostałych spływała wielka fala wody, ale ona nie zamierzała zacząć uciekać.
- Powstrzymałem falę.
- Tak. I.. Gdy to zrobiłeś, byłeś bardzo wyczerpany i... i słaby, i cały się trząsłeś. A potem zacząłeś się zmieniać, urosłeś, wydłużyły ci się włosy i ... Gaja powiedziała, że przyjmuję wyzwanie i przybędzie o zmierzchu, i...
- Nazwała mnie Percy'm Jacksonem.
Milczenie dziewczyny mówiło więcej, niż jakiekolwiek słowa. Zapadła cisza. Alfa nie wiedział co ma zrobić, czy powiedzieć. Czy zacząć się tłumaczyć, wyjaśniać, wyjawić dlaczego zrobił to wszystko, czy wręcz przeciwnie? Gdy patrzył na to teraz, był na siebie wściekły. Dał się ponieść instynktowi, przywiązaniu, chciał ją ochronić. A przecież nic by jej się nie stało.
- Co teraz zrobimy? Wszyscy oszaleli, każdy był przerażony tym co zrobiła Gaję, a potem jeszcze wyskoczyłeś ty, i ... Musiałam cię stamtąd zabrać. Ethan pomógł mi cię przenieść, a Tanya powstrzymała ludzi, ale... Zamknęłam nas tutaj, ale niedługo nadejdzie zmierzch i na prawdę nie wiem co robić, a Thalia i Ni...
- Zatrzymaj się. - Chłopak przerwał jej w pół słowa. - Ile zostało do zmierzchu?
- Około godziny, ale...
- Czy wszyscy są gotowi do walki? Uzbrojeni, na pozycjach, z planem walki..?
- Tak, ale...
- A bogowie?
- Też, ale nie rozumiem. Czy ty chcesz walczyć?- Spojrzała na niego z oburzeniem.
Zamiast jej odpowiedzieć wstał z łóżka.
- Alfa.
Dalej ją ignorował.
- Alfa!
- Co?! - warknął w końcu, odwracając się. Page zamarła na chwilę, po raz pierwszy przestraszona widokiem brata, ale zaraz wzięła się w garść.
- Odpowiedz! Naprawdę zamierzasz teraz walczyć?
- A ty nie?!
- Ja... Ja to inna sprawa! Ty dopiero co zmagałeś się z gigantyczną falą, a wszyscy właśnie dowiedzieli się o twojej prawdziwej tożsamości!
- A czego się spodziewałaś? Że ktoś inny zrobi to za mnie? Że ktoś inny powstrzyma Gaję?! Nikt, NIKT nie jest w stanie tego zrobić! Tylko ja!
Kopnął ze złością leżącą na ziemi parę butów. Za chwilę jednak opadł bezwładnie na krzesło i ukrył twarz w dłoniach.
- Tylko ja - wyszeptał prawie bezgłośnie.
Nie wiedział czy będzie w stanie to zrobić. Z jednej strony chciał tego, jak niczego innego. Ale z drugiej bał się. Bał się przeraźliwie. Prychnął w duchu. Był hipokrytą. Przecież chciał tego. Chciał! A gdy przychodziło co do czego, to nagle nachodziły go wątpliwości.
Problem tkwił w tym, że mogło mu się nie powieść, albo co gorsza mogło mu się powieść tylko częściowo.
- Alfa? - wyszeptała niepewnie Page. Nie odpowiedział. Dziewczyna kucnęła obok niego. Poczuł, jak jej delikatnie dłonie podnoszą jego twarz i przytulają do siebie. - Hej, przepraszam. Byłam przestraszona i nie myślałam.
- W porządku. - Otworzył oczy, a ich spojrzenia skrzyżowały się. Page drgnęła lekko, ale nie puściła jego twarzy.
- O co chodzi? - zapytał zaniepokojony.
- Ja... Po prostu wciąż wyglądasz, jak ty...znaczy się on, w sensie, że Percy. - Dziewczyna potrząsnęła głową, chcąc uporządkować myśli. - Wciąż wyglądasz, jak Percy.
- Och. - Odsunął się od niej gwałtownie i wstał, powodując, że Page upadła na podłogę. Szybko jednak podniosła się i zarumieniona odgarnęła włosy z twarzy.
- Ykhmy... - Odchrząknęła. - To, jak zamierzasz pokonać Gaję?
Alfa podszedł do okna i wyjrzał przez zasłonę. Na błoniach tłoczyli się ludzie, część ubrana w zbroje, część uzbrojona w miecze i łuki. Można było wyczuć nerwową atmosferę w powietrzu, i dziwną, wręcz nienaturalną ciszę.
- Co oni tam robią?
Page usiadła na łóżku i wzruszyła ramionami.
- A co mają robić? Przygotowują się do bitwy.
Alfa westchnął poirytowany.
- No dobrze, ale dlaczego akurat tam?
- A bo ja wiem? Chyba po części dla ciebie.
- Dla mnie? - Chłopak odwrócił się.
Page kiwnęła głową.
- Wiesz... To było... naprawdę dziwne. Znowu zacząłeś wyglądać, jak ty, a potem zemdlałeś, i nikt nie wiedział, co się stało. W końcu tylko parę osób znało... Percy'ego. Więc korzystając na tym, razem z Ethanem zabraliśmy cię tutaj. A potem oni wszyscy nagle się ocknęli i zaraz tu przybiegli i zaczęli się dobijać do drzwi i żądać wyjaśnień.
- Kto?
- Thalia, Nico, Grover... Pozostali, którzy ci... - W porę ugryzła się w język - Którzy znali Percy'ego po prostu stali. A potem herosi, którzy słyszeli o tobie z opowieści, nagle skojarzyli fakty i też tu przyszli. Dopiero potem pojawiła się Annabeth i nagle wszyscy się odsunęli, nikt nie chciał już wchodzić.
Zapadła cisza.
- To jak zamierzasz pokonać Gaję? - zapytała w końcu dziewczyna.
- Słyszałaś może kiedyś o mocy? - odpowiedział pytaniem na pytanie Alfa.
- Mocy? - Dziewczyna zmarszczyła brwi. - Jakiej znowu mocy?
Alfa odwrócił się od okna i spojrzał na nią przenikliwie. Zadrżała. Na twarzy Wojownika pojawił się kpiący półuśmieszek. Podszedł do stolika stojącego na środku pokoju i uniósł rękę nad szklanką wody. Wykonał jakiś nieznany Page gest i po chwili przezroczysty płyn podniósł się i wyleciał ze szklanki, prosto na dłoń Alfy.
- To jest słodka woda. - Tylko tyle zdołała powiedzieć dziewczyna - Myślałam, że dzieci Posejdona mogą władać tylko morską.
Alfa pokręcił głową z uśmiechem, a woda na jego dłoni uformowała się w idealną kulę.
- Tak myślisz?
- Tak, tak myślę.
- W takim razie dlaczego mi się to udaje?
Page nie wiedziała co powiedzieć. Właściwie to nie wiedziała już niczego. Nie rozumiała po co, ani dlaczego Alfa jej to wszystko pokazuje. Jego skoki nastroju wyprowadzały ją z równowagi, i z każdą chwilą Page upewniała się, że chłopak stojący przed nią jest wszystkim, tylko nie przewidywalnym.
- Bo jesteś następcą Chaosu? - Uniosła brwi. - Zresztą czy to ważne? To tylko głupia kulka wody!
"Głupia" kulka wody uniosła się i zawisła w powietrzu, by po chwili zacząć się dzielić na inne, wszystkie tej samej wielkości co pierwsza.
- Alfa...? - Page zaczęła ostrzegawczo. Chłopak tylko uśmiechnął się przebiegle, a kulki poszybowały w stronę dziewczyny i zaczęły wokół niej wirować po idealnych orbitach, jak księżyce wokół planety. - Alfa... - Kulki zaczęły się kręcić jeszcze szybciej i szybciej i po chwili Page miała przed oczami tylko zamazaną smugę. Dziewczyna zamknęła oczy i próbowała opanować wodę, ale nie była w stanie. Wstała sfrustrowana. Przecież to tylko głupia woda! Dlaczego jej się nie udawało! - Alfa, do cholery! Zabierz je!
Chłopak zgniótł dłoń w pięść, a kulki wody zniknęły. Przez chwilę rodzeństwo stało i wpatrywało się w siebie w milczeniu. Alfa spokojny, jak nigdy, a Page wściekła i sfrustrowana.
- Mogę wiedzieć po co to było? Miałeś mi wytłumaczyć, jak poradzisz sobie z Gają, a zamiast tego, ty mi tu jakieś wodne pokazy robisz!
- Usiądź - odparł spokojnie. Page przez chwilę nie wykonała żadnego ruchu, aż w końcu opadła zrezygnowana na łóżko.
- No więc?
- My... herosi, bogowie, fauny, driady i tak dalej... - Chłopak machnął niecierpliwie ręką. - No wszyscy z tego świata, mamy moc.
Page nie była w stanie powstrzymać śmiechu.
- Moc? Jak bohaterowie kreskówek? - Wykrztusiła z siebie.
Chłopak westchnął z poirytowaniem. Podszedł do dziewczyny i usiadł na krześle.
- Każdy z nas ma określony potencjał mocy. Dajmy na to ciebie. Jestem pewien, że świetnie władasz wodą.
Page zarumieniła się.
- Morska wodą. - Dodała pod nosem, ale Alfa i tak ją usłyszał. Pokręcił głową.
- Nieprawda. Twój potencjał mocy jest o wiele wyższy, niż ci się wydaje.
- Czyli? - Page zapytała zaciekawiona.
- Nie jestem w stanie ci powiedzieć. - Alfa wzruszył ramionami. - Większość nigdy nie dochodzi nawet do połowy. Ale tak powinno być. Każdy z nas ma no... Każdy z nas potrafi coś zrobić. Na przykład Thalia potrafi strzelać dwoma błyskawicami z nieba...
- Tak właściwie, to Thalia potrafi...
- To nie jest ważne. - Przerwał dziewczynie Alfa. - Ja tu daję przykład. No więc Thalia potrafi strzelać dwoma błyskawicami z nieba. Ale nie zdaje sobie sprawy, że byłaby w stanie zrobić to ze stoma naraz. To jest jej potencjał. Dalej jej się nie uda, ale to potrafiłaby, albo w każdym razie ewentualnie mogłaby zrobić, gdyby uwolniła wszystkie, - chłopak podkreślił ostatnie słowa - wszystkie siły.
- Naprawdę? - Page spojrzała z niedowierzaniem na brata. - Przecież...
- Większość nigdy nie dochodzi nawet do ćwiartki tego co można byłoby zrobić. A żeby ktoś osiągnął szczyt możliwości to jeszcze się nigdy z kimś takim nie spotkałem. Trzeba być pod presją, adrenaliną, to jest twój ostatni akt, wybuch całej twojej siły.
Page przez chwilę się zastanawiała. W końcu na jej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia, ale zaraz zgasł.
- Czyli... co?
Alfa wziął głęboki oddech.
- Dobra, zapomnij o tym.
- Ale ja chcę zrozumieć! - Zaprotestowała natychmiast dziewczyna.
- Źle się do tego zabrałem. Miałem ci wytłumaczyć, jak chcę pokonać Gaję, ale...
Wstał i skierował się w stronę drzwi, ale Page także się podniosła i złapała brata za nadgarstek.
- Alfa... - Spojrzała na niego wyczekująco, a gdy on uśmiechnął się do niej słabo w odpowiedzi, przez chwilę wydawało jej się, że stoi przed nią Percy. - Wytłumacz mi to raz jeszcze. Proszę?
Alfa był zagubiony. Nie wiedział czy powiedzieć jej czy nie. W końcu chyba zasługiwała by wiedzieć. Ale może lepiej nie? Może lepiej byłoby podrzucić jej nadzieje?
Wpatrywała się w niego wielkimi, jak spodki, niebieskimi oczami. Nie chciał jej zranić. Nie chciał też oszukać. Ale co byłoby dla niej najlepsze?
Skąd możesz wiedzieć, odezwał się głos w głowie.
Właśnie zastanawiałem się, gdzie się podziałeś, odparł chłopak ironicznie.
Jestem tobą, pamiętasz? Cały czas jesteśmy razem.
- Alfa...? Tak, czy nie? - zapytała niepewnie raz jeszcze Page.
Co byłoby dla niej najlepsze?
Nie możesz tego wiedzieć.
Był jej bratem.
I co z tego? Ma wielu innych braci.
Uratował ją, gdy była mała.
Tak! Gdy była mała! Byłeś wtedy inną osobą! A jej też w ogóle nie znasz.
Przecież był jej bratem. Był jej bratem, a ona była jego siostrzyczką, była jego małą siostrzyczką?
Kiedy? Tysiąc lat temu? Spędziłeś z nią w sumie około trzy tygodnie!
Ale była jego siostrą. Tylko jej powiedział, kim kiedyś był.
Niechcący. Zadziałałeś impulsywnie. Wiesz o tym.
Wiedział.
- Gaja jest bardzo potężna. Tak potężna, że nie da się jej zabić czy pokonać. By to zrobić trzeba byłoby być silniejszym od niej, a ci, którzy są, mają zakaz wtrącania się w ziemskie sprawy.
- Czyli kto?
- Nyks, Uranos, Chaos... Nie mogą nam pomóc, nawet gdyby chcieli.
- A ty...? - Page wpatrywała się w brata zlękniona.
Może nie powinien jej mówić? Może... Może, może, może...?
Pokręcił głową, w jednej chwili niszcząc nadzieje dziewczyny.
- Nie. Nie jestem od niej silniejszy.
- W takim razie... W takim razie, jak ją pokonamy...?
- Istnieje pewne... zaklęcie, które jest w stanie uśpić Gaję. Ale tak, że już nigdy się nie obudzi. Z tym, że... jest dość trudne do zrealizowania. I nie do końca... zostało wypróbowane.
- Jak to nie zostało do końca zrealizowane? - Page zażądała odpowiedzi. - Nie do końca, to znaczy jak?
Alfa wyswobodził się z mocnego uścisku jej dłoni i znowu podszedł do okna. Zaczął się bawić firanką, unikając wzroku dziewczyny, a po chwili z jego ust wypłynął potok słów.
- Potencjał mocy jest wprost proporcjonalny do energii życiowej. Im więcej masz mocy, tym więcej energii życiowej, im mniej mocy, tym mniej energii. Żeby kogoś uśpić, musisz... w pewnym sensie za hibernować jego moc, ale tak żeby nigdy nie odżyła. Jeśli ją w ten sposób komuś "zabierzesz", to automatycznie jego energia życiowa również znika. A ostatnio... gdy Gaja zapadła w sen, użyto w stosunku do niej tego samego zaklęcia, ale nie dokończono go. Gaja zapadła w sen, ale w końcu się wybudziła. Gdyby wszystko zostało przeprowadzone od początku do końca, już nigdy by się nie obudziła. Tkwiła by w wiecznym śnie, na granicy śmiertelności. Nie zagroziłaby nikomu.
Page przez chwilę się zastanawiała w milczeniu.
- W takim razie, dlaczego zrobili to tylko częściowo? Dlaczego nie zakończyli?
Alfa długo unikał spojrzenia dziewczyny, wciąż bawiąc się firanką.
- Nic nie jest za darmo. Jeśli chcesz komuś zabrać moc, albo tak jak w tym przypadku za hibernować, to musisz zapłacić. Za każdą zabraną cząstkę, za każdą zabraną siłę życiową, musisz dać dokładnie tyle samo. Musisz poświęcić tyle samo.
- Ale czego? Czym trzeba zapłacić? - zapytała Page wciąż niczego nie rozumiejąc. Alfa posłał jej nieprzeniknione spojrzenie.
- A jak myślisz?
Page wpatrywała się w niego przez dobrą chwilę, aż w końcu jej oczy rozszerzyły się ze strachu, gdy zrozumiała co miał na myśli.
- Nie. Przecież... Przecież ty masz dokładnie tyle samo mocy co Gaja! Dokładnie tyle samo!
Alfa kiwnął głową.
- Nie możesz! Nie wolno ci, nie pozwalam! Jak mogłeś sobie coś takiego wymyślić! - Dziewczyna doskoczyła do chłopaka i usilnie próbowała nim potrząsnąć, ale on stał niewzruszony, w ogóle nie reagując na jej słowa. - Nie pozwalam ci! Nie pozwalam, rozumiesz! Nie możesz dokończyć tego zaklęcia, urwij je w połowie, przerwij! - Dziewczyna wpadła w rodzaj amoku, nie potrafiła się opanować. - Nie możesz tego zrobić, to nie jest tego warte, to nie jest...
- To nie jest co, Page? - Przerwał jej ostro. Z jego oczu sypały się błyskawice. - Jedno życie nie jest tego warte? Przeżyłem swoje. Teraz mogę odejść.
- Ale czemu ty?! Czemu to musisz być ty, czemu nie kto inny!
- A KTO INNY?! - ryknął chłopak, odpychając od siebie Page. Dziewczyna zachwiała się i upadła na podłogę, a w jej oczach zaszkliły się łzy. - Kto inny, jak nie ja?! Nikt nie ma takiej mocy, nikt! Nikt tego nie zrobi, nikt ważniejszy nie będzie chciał! Albo ja, albo nikt!
Stał nad nią, dysząc przeraźliwie, podczas gdy z jej oczu leciały łzy.
- Ale, przecież... Chcesz tak odejść, tak po prostu odejść? Zostawisz nas wszystkich...? - Dziewczyna ledwo wydobyła z siebie te słowa, które tylko jeszcze bardziej rozwścieczyły Alfę. Chłopak roześmiał się drwiąco, a ona zamarła ze strachu.
- Was? Was wszystkich? Kogo? KOGO?! Ja tu nikogo nie mam! Jestem sam, jestem tu sam i nie ma NIKOGO, dla którego miał bym zostać.
Na twarzy Page pojawił się wyraz zranienia. Dziewczyna starła łzy z twarzy i podniosła się.
- Nikogo?! - Powtórzyła ze złością w oczach. - Nikogo?! A Grover?! A Thalia, a Chejron, a Nico, a Annabeth...?! A ja! Jestem twoją siostrą!
- Nie jesteś. Jesteś tylko kolejną córką Posejdona. Nikim więcej.
Page zamarła, a w jej oczach znowu zatańczyły łzy. Nikim więcej. Była nikim więcej.
- Byłaś naiwna! Co myślałaś, że zostanę tu na zawsze?! Że zostanę tu dla ciebie?!
Stali przed sobą, zaciskając pięści i dysząc. Alfa czuł się, jakby Ziemia zrobiła nagle o jedne okrążenie wokół Słońca za dużo. Był wściekły, był zły, był zmęczony i miał już dość. Miał już dość udawania, dość służby, dość obowiązków. Chciał po prostu przestać.A żeby to zrobić, musiał spalić za sobą wszystkie mosty.
Wtem rozbrzmiał ostry, kujący dźwięk ciągnący się po całym obozie. Alfa dopadł drzwi i otworzył je szeroko, by zobaczyć tłum herosów, driad i satyrów biegnących w stronę potworów, zlewających się ze wzgórza. Na jego szczycie Alfa dostrzegł grupę tytanów; giganci i Gaja pozostali niedostrzeżeni. Po chwili zza lasu wyłoniła się Armia Chaosu i w ciągu sekundy trzy grupy starły się ze sobą tworząc zbitą masę.
- Przybyli wcześniej... - wymamrotał pod nosem chłopak. Obrócił się i rzucił ostatnie spojrzenie stojącej nieruchomo Page. - I musisz bardziej w siebie wierzyć, Page. Dasz radę. - I wybiegł z domku, z przeczuciem, że jej już nigdy więcej nie zobaczy siostry.
I miał rację.
Dziewczyna natychmiast wyrwała się z szoku i wybiegła za chłopakiem.
- Alfa! - Biegła, jak najszybciej mogła, ale Wojownik był od niej szybszy. - ALFA! - powtórzyła rozpaczliwie, ale plecy chłopaka oddalały się, tak, że prawie go już nie widziała. - PERCY! - Krzyknęła rozpaczliwie. Chłopak zatrzymał się, a w niej na sekundę odżyła nadzieja. Ale wtedy on zniknął za plecami walczących.
Dziewczyna za plecami poczuła czyiś ciężki oddech. Kierując się instynktem, odskoczyła w bok, a w miejscu, w którym przed chwilą stała znalazł się ostry topór. Podniosła głowę, by zobaczyć Minotaura stojącego nad nią, ubranego w czarną jak noc zbroję, ze śliną, skapującą z obrzydliwego pyska. Poczuła, jak ogarnia ją wściekłość. Pół-byk wyrwał topór z ziemi i zaryczał głośno.
- Witaj stary przyjacielu. - Dziewczyna wyjęła z kieszeni klucz, który po chwili zaczął zmieniać swój kształt, by w końcu uformować się w długi, czarny miecz. - Przyszedłeś po rewanż?
Minotaur zaryczał raz jeszcze i uniósł córkę Posejdona w powietrze, chwytając ją za nogę. Dziewczyna przez sekundę wisiała w górze bezradnie, aż w końcu udało jej się kopnąć drugą nogą łeb Minotaura. Potwór natychmiast ją puścił, powodując, że upadła mocno na ziemię. Z jej ust wydobył się jęk bólu, a na języku poczuła metaliczny smak krwi. Powoli podniosła się. Splunęła na ziemię, a na jej twarzy, pomimo bólu wypłynął drwiący uśmieszek. Zapomniała o Alfie. Teraz musiała walczyć.
- Rozumiem, że to oznaczało tak.
_________________________________________________________________
Nico wbił miecz w gardło drakainy, a ta wydała z siebie jeden, ostatni skrzek i zamieniła się kupkę pyłu. Chłopak odgarnął włosy z czoła i skorzystał na tym, że na razie nikt go nie atakuje, oglądając pozycję obozu. Potwory znikały sekunda, po sekundzie, nie stanowiąc większych problemów obozowiczom, a tytanami zajęli się Wojownicy Chaosu. Najbardziej poważny problem stanowili jednak giganci. Na początku bitwy Nico nie był w stanie nigdzie ich dostrzec. On i pozostali, którzy mieli walczyć z dziećmi Gai mieli jasno określone cele. Nie włączać się do bitwy, być gotowym na atak na gigantów. Ale syn Hadesa nie miał zamiaru stać bezczynnie i patrzeć, jak potwory i tytani mordują obozowiczów. Dlatego od razu rzucił się w wir walki, nie będąc w tej decyzji osamotnionym. Problem tkwił jednak w tym, gdzie byli giganci? Mieli za zadanie się nimi zająć, ale jak mieli to zrobić, gdy nie było ich nawet w polu widzenia?
Nico uchylił się przed atakiem ogara i wbił mu nóż w szyję. Potwór zamienił się w proszek. Syn Hadesa zaczął walczyć z potworami automatycznie, nawet nie patrzył kogo zabija. Był skupiony na tym, żeby znaleźć jakiegoś jakiegoś giganta, jakiegokolwiek. Ich wcześniejszy plan wziął w łeb. Teraz trzeba było działać na żywioł.
Chłopak przedzierał się przez tłumy walczących, aż w końcu pole bitwy wypełnił okropny ryk. Wszyscy zamarli, jak jeden mąż, a syn Hadesa obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.
Zza lasu wyłaniał się gigantyczny stwór. Był wysoki, jak dwudziestometrowa sosna, a z każdym jego krokiem, zdawał się rosnąć w oczach Nica. Gigant miał długie, poskręcane włosy i łuski na całym ciele. W momencie, w którym powinny zaczynać się nogi, wyrastały dwa wężowe sploty. Zaginały się w połowie i podtrzymywały potwora opierając na ziemi część tułowia, a wężową głowę unosząc do góry. Gigant wyglądał zupełnie, jak człowiek na kolanach ze stopami po bokach, z tą różnicą, że nogami były węże, a stopami ich głowy.
Nico dostrzegł z oddali, że potwór miał na sobie zbroję, chroniącą jego tułów, ale nic po za tym. Dopiero, gdy gigant wyrwał gołymi rękami sosnę jego wzrostu, i rzucił ją pięćdziesiąt metrów przed siebie, trafiając w domki, Nico zrozumiał, że olbrzymowi nie była potrzebna żadna broń.
Chłopaka ogarnęła jednocześnie wściekłość i podekscytowanie. Wreszcie mógł porządnie walczyć. Obejrzał się za ramię, by zobaczyć znieruchomiałych obozowiczów.
- NA CO CZEKACIE?! - ryknął. - WRACAJCIE DO WALKI!
I zaczął biec w stronę gigantów, przeskakując nad walczącymi. W jego ciało wstąpiła nowa energia i nie miał zamiaru jej zmarnować.
- HEJ! Hej, ty! - wrzasnął, skupiając na sobie uwagę giganta. - Coś ty za jeden?
Olbrzym spojrzał na niego uważnie, po czym odrzucił do tyłu włosy i wybuchnął przerażającym śmiechem, a wraz z nim ziemia zaczęła drżeć. Nico z trudem złapał równowagę i wlepił wzrok w giganta.
- Zadałem ci pytanie! Coś ty za jeden?!
Gigant przestał się śmiać i uśmiechnął się pysznie.
- Jestem Efialtes, syn Gai i Uranosa. Pogromca życia i zdrowia. Złodziej szczęścia, bogactwa i sztuki. Mój śpiew ogłusza i zabiera wolę walki. Zostałem zrodzony by pokonać Apollona. A ty? - zapytał, szczerząc zęby. - Kim jesteś ty, mały herosie. Czyżbyś był dzieciem mego odwiecznego wroga?
Nico powstrzymał się od splunęcia.
- Nie. Jestem Nico, syn Hadesa.
Gigant zrobił zawiedzioną minę.
- W takim razie nie będę z tobą walczyć. Odejdź.
Potwór obrócił się, a Nica zalała fala wściekłości. Nie po to tyle walczył i szukał jakiegokolwiek giganta, by ten stroił sobie fochy.
- JESTEM NICO, SYN HADESA! - ryknął, znowu skupiając na sobie uwagę zdziwionego giganta. - Jeden z Dziesięciu Nieśmiertelnych, Król duchów, Następca Hadesa! Poskromiciel umarłych i strach żywych! I BĘDĘ Z TOBĄ WALCZYĆ, CZY TEGO CHCESZ, CZY NIE!
Wyjął miecz i ruszył, by zaatakować giganta, w ogóle nad tym nie myśląc. Jednak zaraz wyrosły przed nim dwa wężowe łby, zmuszając go do cofnięcia się w tył i upadnięcia na ziemię.
- O nie, mały herosie. Mnie nie wolno ot sobie atakować. Moje drogi przyjaciółki wiecznie czuwają, wiecznie są na warcie
Z czułością pogłaskał dwa węże, który wypięły się dumnie i zaczęły syczeć. Nico z trudem powstrzymał wymioty podniósł się na nogi.
- Nie pokonasz mnie mały herosie. Nie pokonasz mnie.
Nico zerknął w bok i dostrzegł błysk złotego światła.
- Masz rację, nie pokonam cię - powiedział chłopak i zaczął cofać się w tył, coraz bardziej zwiększając dystans pomiędzy nim, a potworem. Ten drugi zaczął się śmiać rubasznie, co chwilę przytakując.
Gdy Nico uznał, że jest już wystarczająco daleko, zatrzymał się, a na jego twarz wypłynął kpiący uśmieszek.
- A w każdym razie nie sam.
Polę bitwy zalał złoty blask, oślepiający wszystkich oprócz Nica. Syn Hadesa zaczął biec, coraz szybciej i szybciej, nabierając rozpędu a mieczem u boku, aż w końcu...
Nawet nie wiedział, jak to zrobił. Pamiętał jedynie przebłyski, gdy wbiegał na giganta, który wierzgał się pod wpływem oślepienia.
- Weź to światło! WEŹ TO ŚWIATŁO! Moje biedne oczy, moje biedne oczy! - Gigant szalał, biegając nie wiadomo gdzie, jak pod wpływem amoku. Nico poczuł smak krwi na języku, gdy niechcący się ugryzł, pod wpływem licznych turbulencji. Chwycił mocno za włosy giganta i uniósł do góry miecz. Błysk światła zniknął, a gigant miał zaledwie sekundę na zrozumienie co się dzieje, gdy ujrzał małego człowieka na swojej zbroi.
- CO TY TU...
- Żegnaj Efialtesie, synu Gai i Uranosa. - Wbij miecz w szyję giganta.
W jednej chwili potwór zaczął kamienieć, by w końcu zamienić się w garstkę pyłu. Nico upadł na ziemię, wprost na zbroję, która była jedyną rzeczą pozostałą po gigancie. Wykrzywił się w bólu, gdy spojrzał na swoją kostkę. Skręcona. Uniósł wzrok do góry, by zobaczyć znikający w chmurach złoty rydwan Apolla.
- Dzięki stary. - wymamrotał.
Dookoła niego walka rozgorzała na nowo, herosi odzyskali siły, widząc upadek jednego z gigantów.
Nico podniósł się z jękiem i rozejrzał się w miarę przytomnie. Co z pozostałymi? Czy też spotkali giganta? A jeśli tak, to czy poradzili sobie?
Wtem powietrze przeciął krzyk bólu. Nico poderwał się i nie zważając na kostkę zaczął biec. Musiał ratować Thalię.
_________________________________________________________________
- No dajesz mała. Dajesz. - Dziewczyna wyszczerzyła zęby . Stojąca przed nią drakaina zasyczała i rzuciła się do przodu, ale Thalia jednym ruchem miecza przecięła ją w pół. Uśmiechnęła się złośliwie. - Tak się dzieje z potworami, gdy zadzierają z córką Zeusa. Przykro mi.
Nagle zobaczyła na ziemi przed nią czyiś podłużny cień. Zdążyła tylko się obrócić, a już w następnej chwili poczuła, jak upada na ziemię. Spojrzała w górę, a nad nią wyrosły dwa wężowe łby. Przez sekundę wisiały nad nią, ale wtem jeden z nich zbliżył się. Szybkim ruchem ukąsił ją w ramię, a ona poczuła przeraźliwy ból. Całe jej ciało zaczęło płonąć, była w ogniu, choć go nie widziała. Dziewczyna nie wiadomo kiedy wydała z gardła przeraźliwy krzyk, który przeciął powietrze. Chciała umrzeć. Umrzeć, umrzeć, umrzeć...
- Córeczka Zeusa. Wiesz być może kim jestem?
Zakleiły jej się powieki. Otaczające ją słowa nie dochodziły do niej, czuła tylko przeraźliwy ból. Nawet nie zauważyła, że coś unosi ją w powietrze i zamyka w stalowym uścisku dłoni.
- Oczywiście, że nie wiesz. Prawdopodobnie nic do ciebie nie dociera, moja droga. Zostałaś ukąszona przez moją przyjaciółkę. Jest bardzo trująca, wiesz? Zapewne nie przeżyjesz godziny.
Thalia z trudem przetransformowała dochodzące do niej słowa.
- ... nieśmiertelna... - Zdołała wymamrotać. Otoczył ją głośny śmiech.
- Nieśmiertelna, mówisz? To jeszcze lepiej, będzie długo cierpieć. Co prawda nie umrzesz i w końcu się uleczysz, ale do tego czasu...
Gigant zaśmiał się ponownie, zamrażając krew w jej żyłach. Po raz pierwszy w czasie bitwy poczuła strach.
- Zostaw ją! - Śmiech giganta przerwał znany jej głos. Z trudem rozwarła powieki. Gigant trzymał ją w pięści, a z piętnaście stóp pod nią czarnowłosy chłopak nadbiegał w ich stronę, wyraźnie kulejąc. Nico. Chłopak próbował zaatakować giganta, ale węże czuwały, broniąc mu do niego dostępu. Nico pomimo tego próbował się przez nie przedrzeć. Thalię ogarnęła panika, i mimo bólu zdołała wydusić z siebie ostrzegawcze słowa.
- Nico, nie!
Chłopak na chwilę zaprzestał próby dostania się do giganta, a ten zaniósł się śmiechem.
- Twoja przyjaciółka ma rację, drogi herosie. Spójrz na nią. Ona już doświadcza cierpień jadu gigantyjskich węży.
Thalia zamknęła oczy, niezdolna trzymać je dłużej otwarte, ale nawet pomimo tego dobrze wiedziała, jaka była reakcja Nica.
- ZABIJĘ CIĘ!
- Niby jak? Nie ma tu żadnego boga do pomocy. Jesteście sami, samiuteńcy. Tylko wasza trójka.
Trójka? Thalia spróbowała rozchylić powieki, ale nie była w stanie. Była zbyt słaba.
- Tak wasza trójka. Wasza droga przyjaciółka, córka Posejdona już tu nie biegnie, ale to na nic. NIKT NIE POKONA WIELKIEGO MIMASA!
Thalia skrzywiła się z bólu, gdy gigant zaczął śmiać się.
- Thalia, pokonaj go!
Córka Zeusa z trudem zarejestrowała dobiegające do niej słowa.
- Page...? - wyjąkała.
Nagle zaczęła się kręcić. Gigant musiał się poruszyć.
- Synu Hadesa, możesz mnie atakować ze wszystkich stron, ale i tak nigdy mnie nie pokonasz.
A więc Nico. Być może chciał odwrócić uwagę giganta od Page? Thalia nie była już pewna.
- Thalia, uderz go błyskawicami. Pokonasz go!
Córka Zeusa słabo pokręciła głową.
- Nie dam rady.
- Dasz! Na pewno dasz! - Page krzyknęła rozpaczliwie. - Tylko musisz to wiedzieć!
- Ale... Ja nigdy wcześniej... nigdy wcześniej... Ja tylko jedną...
- Wiem! Ale tylko dlatego, ze ty nie wiedziałaś, że możesz to zrobić! A możesz! Tylko spróbuj. Jesteś Nieśmiertelną i półbogiem w jednym! To wystarczy! TYLKO STRZEL TYMI BŁYSKAWICAMI Z NIEBA!
Thalia otworzyła oczy i spojrzała w dół. Nico odwracała uwagę giganta od ich rozmowy, tego była pewna. Jego długie, czarne włosy szalały na wietrze, a powietrze przecinał czarny, stygylisjki miecz. Dalej, za nim stała Page po prostu wpatrując się w nią. Z nogi leciała jej krew, ubranie miała poszarpane, a włosy posklejane brudem, ale stała pewna siebie. Jej spojrzenie niebieskich oczu było dokładnie tym, czego Thalia potrzebowała.
Nie zamierzała pozwolić przyjaciołom zginąć, poświęcić się dla niej. W końcu była Thalią. I nie była bezsilna.
Uniosła wzrok ku górze, ku niebu i skupiła się na czarnej, burzowej chmurze. Bolał ją każdy nerw jej ciała, i czuła się, jakby w każdej chwili miała umrzeć. Ale nic jej to nie obchodziło. Zamknęła oczy, a niebo przeszył błysk. W ułamku sekundy uderzyła w nią i giganta fala elektryczności. Potwór rozpłynął się w powietrzu, a ona runęła w dół, wprost w otwarte ramiona Nica, czując, jak wszystkie komórki jej ciała płoną.
_________________________________________________________________
Nico cofnął się, a fala błyskawic uderzyła w giganta. Chłopak poczuł, jak ogarnia go przerażenie gdy zdał sobie sprawę, że śmiertelna broń uderzyła także w Thalię. Gigant rozsypał się w nicość, wyswobadzając z uścisku dłoni, Thalię. Nico w ostatniej chwili dobiegł do niej w ostatniej chwili i złapał, ratując przed upadkiem na ziemię. Poczuł, jak jego kostka krzyczy w proteście, a nogi uginają mu się pod wpływem ciężaru dziewczyny. W jednej chwili ogarnęło go zmęczenie i upadł na ziemię, z Thalią w ramionach.
Obudził się na ziemi. Koło niego leżała Thalia, a przed nimi klęczała pochylona Page. Trochę dalej stała Annabeth, wpatrująca się w nich niepewnie. Podniósł się, czując straszny ból głowy.
- Co się dzieje? Gdzie się podziały potwory i bitwa?
Annabeth podeszła bliżej i wymieniła z Page porozumiewawcze spojrzenie.
- Jest przerwa.
- Przerwa? - Powtórzył Nico. - Od czego?
- Od bitwy.
- Ale dlaczego?
Page przygryzła wargę i odgarnęła włosy z czoła Nica.
- Gdy Thalia pokonała Mimasa, złapałeś ją i zemdleliście. W tej samej chwili wszystkie potwory zaczęły się wycofywać, a razem z nimi giganty i tytani. Gaja ogłosiła, że mamy godzinę na poddanie się, albo ona sama wkroczy do walki. - Page przełknęła ślinę, a po chwili uśmiechnęła się do Annabeth. - Nie wiedziałam co z wami zrobić, ale na szczęście pojawiła się Ann i opanowała sytuację. Zostaliśmy w tym samym miejscu co teraz, bo nie chcieliśmy... Pogorszyć Thalię...
Nico spojrzał na leżącą obok niego dziewczynę. Włosy leżały rozrzucone po obu stronach jej głowy, a na ramieniu widniały dwie dziurki.
- Ukąsił ją wąż gigantyjski wyrastający z Mimasa. A potem, gdy uderzyła w niego błyskawicami i przeszedł go prąd, automatycznie przeszedł też ją. Nie byłyśmy pewne co zrobić, ale chyba dochodzi do siebie. Parę razy prawie się już obudziła. Ten atak... nieźle ją wykończył.
I właśnie w tym momencie córka Zeusa otworzyła oczy.
- Cześć - wymamrotała. - Co macie takie miny?
Cała grupka roześmiała, po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- Byłaś niesamowita, Thals. Załatwiłaś tego giganta sama jedna.
Thalia zarumieniła się, ale pokręciła głową.
- Nie zrobiłabym tego bez Page. W ogóle nie wiedziałam, że potrafię zrobić coś takiego, dopóki ona mi nie powiedziała.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na Page, która wstała niepewnie i strzepała kurz ze spodni. Za nią podniósł się Nico i pomimo protestów, Thalia.
- Skąd wiedziałaś? - Zadał, dręczące wszystkich pytanie, Nico. - Skąd wiedziałeś, że jest w stanie strzelić kilkoma błyskawicami naraz?
- No... Od Alfy.
Zapadła niezręczna cisza.
- Chyba chciałaś powiedzieć "od Percy'ego". Bo to Percy, a nie Alfa - warknął Nico.
Page skuliła się w sobie pod wpływem jego spojrzenia.
- Nico posłuchaj...
- Nie, to ty posłuchaj! - Krzyknął syn Hadesa. - Czekaliśmy na niego! Czekaliśmy na niego tysiąc lat, szukając go, i nie poddając się. Wierzyliśmy, że żyje, ale on nie pojawiał się, rozumiesz?! NIE POJAWIAŁ SIĘ! Aż w końcu, gdy przybył i nas oszukał... Oszukał, rozumiesz? I tym o tym wiedziałaś, ale nie raczyłaś nam powiedzieć...! - Podczas jego wywodu Thalia stała cicho, nie odzywając się, ale na jej twarzy widać. było zranienie. - I TY! - Chłopak skierował swoją wściekłość na Annabeth. - Pobiegliśmy za Percy'm, jak głupi, chcąc tylko się upewnić, że to on, a wtedy ty to potwierdziłaś! Wiedziałaś! Obiecałaś nam wyjaśnień, to żądamy wyjaśnień!
Annabeth wyglądała na skruszoną.
- Sluchaj, Nico.
- Nie, Annabeth. - Przerwała jej Page, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. - Ja się tym zajmę.
Córka Posejdona wzięła głęboki oddech, po czym jej oczy przybrały stanowczy wyraz twarzy.
- Alfa to nie Percy. Owszem to ta sama osoba fizycznie, mają te same geny, tego samego ojca i matkę. Mają to samo ciało. Ale to nie są. Te same. Osoby. - Położyła na ostatnie słowa szczególny nacisk. - Alfa to nie jest Percy jakiego wszyscy znamy. Nie jest naszym przyjacielem, kuzynem, chłopakiem, bratem i tak dalej. To Wojownik, który nie czuje do nas absolutnie nic. Przybył tu po to, żeby wykonać swoją misję. I tyle. Po nic więcej. My już się dla niego nie liczymy. I jasne mogłabym ci wszystko po kolei wytłumaczyć, ale po co? Mam ci mówić, że nas nienawidzi? Mam ci mówić, że wcale nie chce tu być? Mam ci mówić, że jesteśmy naiwni. - Jej głos zadrżał, a oczy zalśniły gniewem. - Więc jesteśmy. Jesteśmy naiwni, wierząc w to wszystko. Alfa nie przybył tu dla nas, i nie chciał, by ktokolwiek się o nim dowiedział. I miał ku temu dobry powód. Więc albo to zrozumiesz i będziesz z nami walczył, albo idź i zachowaj się, jak dziecko, tylko nie tutaj!
Odezwał się ostry, kujący dźwięk.
- Wzywają nas - powiedziała Page. W jej oczach jarzyły się niebezpiecznie błyski. - Idziecie czy nie?
_________________________________________________________________
Na wzgórzu Herosów stały dziesiątki obozowiczów, nimf i Wojowników Chaosu. Każdy z nich miał ranę na ciele i podarte ubranie, a niektórzy ledwo trzymali się na nogach. Ale byli tu wszyscy. Absolutnie wszyscy, którzy wciąż byli żywi.
Alfa dostrzegał Grovera, stojącego w pierwszym rzędzie i mamroczącego coś do otaczających go satyrów. Nica wraz z Thalią i Annabeth. Dziesięciu Nieśmiertelnych.
Przewodniczący domków wygłaszali ostatnie słowa otuchy swojemu rodzeństwu, inny sprawdzali stan zbroi i mieczy. Chejron liczył strzały w kolczudze, a nad ludźmi wyczuwało się boską aurę. Olimpijczycy byli w pogotowiu.
Z tego całego zbiorowiska jedynie Page była spokojna. Trzymała w dłoni swój miecz, ale nie zwracała na niego uwagi, zupełnie, jakby spodziewała się, że walki nie będzie.
I miała rację.
Alfa wyszedł zza sosny Thalii, wciąż jednak stojąc w jej cieniu. Gromadził siły i całą energię. Wiedział, ze będzie mu potrzebna każda, nawet najmniejsza jej cząstka. Przez całą bitwę nie zrobił prawie niczego. Nie chciał wyczerpać sił, a zależało ma na znalezieniu Gai. Jednak ani jej, ani jej gigantów nigdzie nie było widać. Natomiast, gdy w końcu jacyś się pojawili, herosi byli skazani prawie na siebie. Alfa pluł sobie w brodę, bo Gaja jednak trochę go przechytrzyła. Chciał zakończyć tą bitwę jak najszybciej, natomiast ona bawiła się z nim w kotka i myszkę.
Herosi... Poddajecie się, czy mam zmiażdżyć was wszystkich w pył?
Odpowiedziała jej postawa obozowiczów.
No dobrze... Do widzenia, drodzy herosi. Nastaje nowa era, lecz nie dla was.
Przez chwilę nic się nie działo.
A wtedy bogini zaatakowała.
Ziemia zaczęła drżeć, coraz mocniej i mocniej. Ludzie tracili równowagę i upadali na ziemię, bezskutecznie próbując się podnieść. Tworzyły się przepaście pomiędzy ludźmi, obóz zaczął dzielić się na kawałki. Dookoła rozbrzmiewały krzyki driad, gdy ich drzewa zaczęły wyrywać się z korzeniami. Rośliny oszalały. Wyciągały długie łodygi i zaciskały je wokół ofiary, dusząc bezlitośnie. Ludzie wpadali w przepaście, a ich krzyki ciągnęły na długo potem. Zapanował chaos.
Alfa wynurzył się zza sosny i nic sobie nie robiąc z trzęsienia ziemi, usiadł dokładnie pośrodku wzgórza.
Zamknął oczy.
Czuł dookoła niego potężną energię, jedną z największych jaką kiedykolwiek spotkał.
Chwycił się jej. Uczepił się jej w myślach i nie zamierzał puścić, choć ta bardzo chciała się uwolnić.
Gaja natychmiast przestała atakować, a obozowicze wlepili wzrok w chłopaka.
Co robisz?!
Otaczająca go energia była pełna życia. Wszytko w niej pulsowało, a Alfa poczuł nagle nieodpartą chęć po prostu położenia się w niej, zaśnięcia...
Otrząsnął się i skupił się na punkcie, na którym najbardziej mu zależało.
Moc bogini była jedną, wielką kulą, skupiającą w sobie życie i energie.
Co ty wyprawiasz?!
Alfa nie mógł zabrać bogini mocy. Ale mógł ją ... uciszyć.
Skupił się w sobie całą moc. A potem po prostu ją... wypuścił.
Dwie wielkie kule energii zderzyły się ze sobą, pochłaniając się nawzajem bez żadnej litości. Znikały pod wpływem swojego dotyku i z każdą sekundą Alfa czuł, jak opuszcza go życie.
Nie odważysz się! Nie odważysz się tego skończyć! Jeśli to zrobisz sam zginiesz! Nie masz wystarczająco dużo mocy!
Alfa uśmiechnął się w duchu. Dwie kule malały coraz bardziej i bardziej, aż w końcu całkowicie zniknęły. Alfa był na granicy śmierci. Czuł to. Chciał tego.
A może ja chcę zginąć?
Utkwił wzrok w ostatnim kawałeczku mocy Gai.
A potem wypuścił z siebie ostatnią cząstkę życia prosto by ją pochłonęła.
So what do you think?")
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mosqua dnia Czw 15:44, 24 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loua
Półbóg
Dołączył: 29 Gru 2012
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: okolice Tychów :)
|
Wysłany: Czw 17:21, 24 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Nie, nie, nie Percy/Alfa nie może zginąć ;((((
Czyżby właśnie o to chodziło w tytule? Percy jest początkiem i końcem...w sumie pasowałoby D
Nie wiem co więcej mogę powiedzieć, jak tylko genialne D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mosqua
Administrator
Dołączył: 04 Lut 2012
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Krakowa! Ktoś jeszcze?
|
Wysłany: Nie 21:17, 10 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Rozdział napisałam w dwa dni, nie licząc tych, w czasie których nie pisałam. Dało mi to do myślenia, i zrozumiałam, jak bardzo jestem leniwa, no normalnie. Więc bardzo przepraszam i wszyscy, którzy mimo to czekają i czytają, mają mój szacunek.
W sumie, to nie dzieje się tu wiele. Tylko, jakby zakończenie czegoś i wyprowadzenie z sytuacji. Ale nie będę gadać.
Dedykowane, jak można się domyśleć Verte.
Bo to jest tak, że dziewczyna mnie poprosi, rzuci parę słów. Mam limit czasowy, a data jest ustalona przez wzgląd na nią. A gdyby nie to, to pewnie bym palcem nie drgnęła, i litery nie napisała.
Więc, no tak. Dziękuje.
Dedykowane także Mandze.
Nawet nie wiem czemu. Po prostu tak czuję.
I Hestii.
soundtrack : Florence + the machine. Seven devils.
Rozdział XIII
Gdy Matka Ziemia zdecydowała się w końcu okazać litość, i podarować życie, które sama wcześniej dała, Annabeth od razu wiedziała czyja to sprawka.
Alfa. To dziwne, ale dziewczyna tak właśnie o nim myślała. Słowa Page tylko ją w tym przekonaniu utwierdziły. Percy być może gdzieś tam był, głęboko schowany, ale to Alfa do nich przemawiał, z nimi walczył. To on pojawił się w obozie, gotów go ratować, nie syn Posejdona.
I może właśnie tak było lepiej? Annabeth nie była pewna, czy byłaby gotowa na konfrontację z Percy'm, jako takim, byłym chłopakiem, a co ważniejsze : byłym przyjacielem. O wiele bardziej odpowiadał jej Alfa, syn Chaosu, nieśmiertelny Wojownik.
I właśnie wtedy, gdy wynurzył się zza Sosny Thalii i usiadł dokładnie pośrodku wzgórza, Annabeth ogarnął dziwny spokój. Nagle, w jednej chwili, wszystko się zatrzymało, a ona nie zakwestionowała ani jednej z tych rzeczy. Mogłoby się teraz wydarzyć cokolwiek, gdziekolwiek, a ona nawet by nie drgnęła. Wierzyła, że cokolwiek Alfa chciałby, albo musiał zrobić, było właśnie tym, co powinno się zdarzyć. Nie miała zielonego pojęcia, skąd bierze się u niej ta całkowita akceptacja i wiara, ale przyjęła ją z wdzięcznością. Dziewczyna miała już serdecznie dość strachu i paranoi, podstępów czyhających na nią z każdej strony.
Ale wszystko co się zdarzyło potem przekraczało wyobrażenia Annabeth.
W jednej chwili dookoła niej wyzwoliły się dwie potężne energie. Córka Ateny miała ułamek sekundy na zarejestrowanie wydarzeń, a potem już wszystko ruszyło. Zdążyła zobaczyć tylko błysk światła, a po chwili coś ugodziło w nią ze zdwojoną siłą.
Gdy się obudziła, leżała na ziemi, a dookoła niej setka obozowiczów, w tej samej pozycji co ona. Co się właśnie stało? Annabeth z jękiem uniosła się na łokciach, a wtem jej oczy dostrzegły czyjeś bezwładne ciało, leżące dokładnie pośrodku wszystkich. Alfa.
Nie musiała się długo zastanawiać. Ignorując ból, poderwała się i ruszyła w stronę chłopaka. Była już metr od niego, gdy zatrzymał ją czyiś zaniepokojony głos.
- Annabeth, nie!
Odwróciła się z niechęcią i ujrzała Chejrona, który co prawda wstał, ale jeszcze nie ruszył się z miejsca.
- Co? - Jęknęła wręcz. Palce ją świerzbiły, musiała dotknąć Alfy.
- Cofnij się! To zbyt niebezpieczne.
- Z powodu Alfy? - Warknęła.
- Nie. - Centaur pokręcił głową, a w jego oczach na ułamek sekundy, zadrgał strach. - Z powodu jej.
Annabeth odwróciła się z powrotem w stronę Alfy, ale niczego nie zauważyła. Zniecierpliwiona zrobiła krok w kierunku chłopaka, i wtedy poczuła pod sobą drzemiącą energię. Dziewczynę natychmiast ogarnął spokój, i w jednej chwili lepiej się poczuła, zupełnie jak nowonarodzona. Spojrzała w dół i zobaczyła kobiecą twarz.
Natychmiast odskoczyła, a z gardła wyrwał jej się zduszony okrzyk.
W ziemi tkwiła kobieta, obrzucona błotem. Dopiero po chwili Annabeth zdała sobie sprawę, że błoto było kobietą.
Zamiast skóry widać było tylko warstwę ziemi. Długie ramiona z początku mocne i gęste, zaczęły robić się coraz mniejsze, aż w końcu zupełnie zniknęły. To co można byłoby uznać za sukienkę, było zbitą masą liści, trawy i kwiatów. Tam gdzie powinna była zaczynać się głowa, widać było ziemistą twarz, wymieszaną tu i ówdzie z korą. Zobaczyć można było wyrzeźbiony w niej nosy, usta, policzki, zamknięte oczy... U góry kwiaty wiły się na kształt włosów, tworząc skomplikowaną mieszaninę barw.
Ale pomimo tego wszystkiego istota była piękna. Każde przejście w ciele, z kory na ziemię, z ziemi w gałąź, było subtelne i prawie niezauważalne. Sama "kobieta" wtapiała się w grunt, tak idealnie, że Annabeth nie była do końca pewna, czy z niej nie wyrasta. Ale pomimo tego, to wszystko jakoś do niej nie docierało. Czuła tylko tą bijącą energię, tą siłę, to życie... Miała ochotę uklęknąć i wtopić się w ziemię, by być jeszcze bliżej, i bliżej, i bliżej ... Już uginała kolana i niemal widziała, jak Piękna Pani, wyciąga do niej dłoń zachęcająco, kusząco... A jakże kusząco!
- ANNABETH!
Usłyszała tętent kopyt, i już po sekundzie unosiła się w powietrzu. Zaraz uderzyła z głuchotem w ciało centaura, i w jednej chwili wyrwała się z zamroczenia.
- Chejronie, możesz mnie już postawić - wymamrotała. Centaur spojrzał na nią przez ramię, a gdy upewnił się, że wszystko jest już w porządku, zgiął pęciny, tak by dziewczyna mogła się bezpiecznie zsunąć po jego zadzie.
Gdy córka Ateny postawiła już stopę na ziemi znowu poczuła tą przepływającą energię. Nie tak mocno, jak poprzednio, owszem, ale jednak. Wbiła wzrok w Chejrona, czekając na potwierdzenie. Aż w końcu, po nieskończenie długiej chwili, ich oczy spotkały się, a stary centaur niemalże niezauważalnie skinął głową.
Obozowicze zaczęli się powoli wybudzać, i teraz rozglądali się nieprzytomnie po otoczeniu. To był najlepszy moment.
- Obozowicze! - krzyknęła Annabeth, skupiając na sobie wzrok zebranych, a skutecznie odwracając go od Alfy. - Fauny! Satyrowie! Wojownicy! Pozbierajcie ciała poległych! Opatrzcie rany! A o zachodzie słońca wszyscy spotkamy się przed Wielkim Domem, i stamtąd pójdziemy na Wielką Polanę!
Rozbrzmiały krzyki radości i podekscytowania, ale też niepewności i strachu. Czy wojny już nie było? A jak tak, to dlaczego? A co się stało z Gają? Czy poległa? W jaki sposób? A może wygrała, a to jest uczta pożegnalna?
Te i inne pytanie rozbrzmiały na Wzgórzu, a Annabeth instynktownie przymknęła oczy, od nadmiaru hałasu.
- IDŹCIE!
Naraz rozpoczęła się krzątanina. Rannych zanoszono do szpitala. Ciała martwych zabierali satyrowie. Wielu nie było, jak znaleźć. Unikano patrzenia w szczeliny i przepaście. Nikt nie chciał dostrzec tam swoich bliskich.
Po godzinie wzgórze w końcu opustoszało. Annabeth przez cały ten czas pilnowała, by nikt nie zbliżał się do Pięknej Pani, ani co gorsza do Alfy. Nawet ona sama do niego nie podeszła. Wszystko w niej krzyczało, żeby sprawdzić czy żyje, co mu jest, czemu się nie budzi. Ale Chejron stanowczo jej tego zabraniał, a ona nie mogła go winić. Cokolwiek się tam stało, jedno było pewne. Stał za tym Alfa, a przeciw niemu: Piękna Pani.
W końcu na wzgórzu została tylko ona i Chejron, oraz grupka niedawno odzyskanych przyjaciól : Grover, Nico, Page i Thalia.
- Co z Alfą? – Córka Ateny usłyszała za plecami czyiś szorstki głos. Natychmiast się odwróciła przestraszona, by zdać sobie sprawę, że stoi przed nią dwóch Wojowników : Ethan i Tanya.
- Ja... - wyjąkała, czując, jak nagle ogarnia ją strach.
- Co z. Alfą. - powtórzył chłopak, z utkwionym w nią natarczywym spojrzeniem.
Zaalarmowany Chejron, stojący na brzegu wzgórza, odprawił ostatniego obozowicza i natychmiast przykłusował do niej z powrotem.
- O co chodzi? - zapytał, marszcząc brwi, w charakterystycznym dla niego geście.
- O Alfę. - Odparła Tanya, bez cienia strachu w głosie. - Co z nim jest?
- Moja droga, nie jestem pewien, czy to odpowiedni czas i miejsce na takie...
- Och, oszczędź sobie. - Przerwała mu dziewczyna, machając niecierpliwie ręką. - Rozumiem, że nie chcieliście wprowadzić w obozie zamieszania, wywołanego pytaniami o Alfę i Gaję. Uszanowaliśmy to i grzecznie czekaliśmy z boku, podczas gdy nasz dowódca leżał nieprzytomny. Ale teraz wszyscy już sobie poszli i sądzę, że czas wyjaśnić parę spraw.
Patrzyła na nich z taką pasją, z takim przekonaniem, że ma rację, że Annabeth odwróciła wzrok.
- My nie wiemy… My…
- My nie mamy wobec was tego obowiązku. – Przerwał jej jęki Chejron. – Zawarliśmy sojusz na czas wojny z Gają. Ale wojny już nie ma, Gaja została pokonana. Uznaję, że sojusz pomiędzy Obozem Półkrwi i Wojownikami Chaosu został rozwiązany.
Centaur wyraźnie oczekiwał jakieś sygnału, potwierdzenia przez bogów, jak to oni zwykle mieli w zwyczaju. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Ethan uśmiechnął się złośliwie, a na jego bladej twarzy pojawiła się kpina.
- A niby skąd wiesz, co się stało z Gają? Skąd wiesz, że została pokonana? – Chłopak uniósł brwi, a centaurowi wyraźnie zabrakło odpowiedzi. – Nie wiesz. Nie masz bladego pojęcia. A o tym wie tylko Alfa i sam Chaos. Dlatego proponuję, żebyśmy sprawdzili co. Z nim. Jest. – Ostatnie słowa zostały wyraźnie podkreślone.
Chłopak wyraźnie chciał przejść, ale mężczyzna zagrodził mu drogę.
- Sojusz…
- Sojusz wcale nie został rozwiązany! Ty o tym nie decydujesz! Gaja…
- Nie. – odpowiedź Chejrona była tak ostra, że Annabeth aż się wzdrygnęła. – Perseusz należy do nas.
- Nie, to Alfa należy do nas! – Wyrwała się Tanya. - Jest Wojownikiem Chaosu, a nie jednym z waszych obozowiczów! Należy do nas, jest naszą częścią, naszą rodziną. I to co potrafi zrobić jest dla was zbyt niezrozumiałe! Nie macie bladego pojęcia, co mógł zrobić, żeby pokonać Gaję! Jakie to ma skutki! A my, owszem!
Bez większych ceregieli przepchała się pomiędzy centaurem, a Annabeth, która nawet nie zaprotestowała, gdy została brutalnie odepchnięta. Tanya miała rację. I choć córka Ateny wiedziała już, że Alfa to nie Percy, a Percy to nie Alfa, to to wszystko uderzyło w nią raz jeszcze ze zdwojoną siłą. A teraz, gdy zdała sobie sprawę, że to wszystko z Gają, i z chłopakiem, i z tym wybuchem energii może być jeszcze bardziej niebezpieczne niż myślała, ogarnęło ją otępienie.
Nieruchomo patrzyła, jak Ethan i Tanya pochylają się nad ciałem chłopaka i przewracają je na plecy, szepcząc przy tym gorączkowo.
Córka Ateny przełknęła ślinę i zmusiła się do skupienia wzroku na twarzy Alfy. Zrobiła jeden krok do przodu, a potem kolejny i jeszcze jedny. Usłyszała strzępki rozmowy.
- … nie myślisz chyba, że…
- … ty…
- … pamiętasz…
-… biblioteka…
- … Chaos…
- … po Rafindyllii…
- …Gaja…
W pewnym momencie na twarzy obojga pojawiło się przerażenie, gdy najwyraźniej coś sobie uświadomili. Chłopak skinął głową i odszedł w kierunku miejsca, w którym Annabeth natknęła się na Piękną Panią.
Annabeth nie zważając na to, w milczeniu kucnęła przed ciałem Alfy i wyciągnęła rękę. Tanya jak na znak przerwała oględziny i wbiła w nią wzrok.
Ale Nieśmiertelna myślała tylko o tym, że chłopak przed nią leżący, mógł być wszystkim, tylko nie żywym.
Z jego twarzy odeszły wszelkie kolory; była biała, jak śnieżny puch, który dopiero co zleciał z nieba. Czarne włosy leżały porozrzucane wokół głowy, a szyja wykręcała się pod nienaturalnym kątem. Annabeth chwyciła zimny nadgarstek Wojownika.
Pulsu nie było.
Jej ręce znieruchomiały. Jak w zwolnionym tempie, nadgarstek chłopaka wysunął się z jej rąk. Przez sekundę dziewczyna tkwiła tak po prostu, jakby nie było w stanie do niej dotrzeć, to co było oczywiste. Ale po chwili wstała i odwróciła się, a gdy w końcu przemówiła, jej głos był zimny jak tafla lodu.
- Zabierzcie go stąd.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loua
Półbóg
Dołączył: 29 Gru 2012
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: okolice Tychów :)
|
Wysłany: Czw 7:58, 14 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Bardzo, bardzo mi się podobało
Jaką Ty masz świetną stylistykę *.*
Na serio Alfa/Percy jest martwy? Ja nie chcę ;(
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mosqua
Administrator
Dołączył: 04 Lut 2012
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Krakowa! Ktoś jeszcze?
|
Wysłany: Pon 19:37, 18 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Nie gadam, bo nawet nie mam co gadać Enjoy!
www.youtube.com/watch?v=am6rArVPip8 - NALEŻY POSŁUCHAĆ!
Rozdział XIV
Puk, puk.
- Annabeth!
Cisza. Kolejne uderzenie w drzwi, tym razem mocniejsze.
- Annabeth! Otwórz te drzwi!
Znowu brak odzewu.
- Annabeth do jasnej cholery! Otwórz te pieprzone drzwi, bo naprawdę przysięgam na Hadesa, że wej…
Drewniane drzwi otworzyły się gwałtownie i trójka herosów z satyrem zobaczyli przed sobą blondwłosą przyjaciółkę.
Nic się nie stało. Przecież nic się nie stało. Absolutnie nic. Nic.
Dziewczyna wyglądała okropnie. Nie była zapłakana, ani czerwona. Jej policzki nie miały śladów łez. Dłonie nie były zaciśnięte w pięści. Włosy nie były potargane i brudne. W sensie fizycznym dziewczyna wyglądała dobrze, a przynajmniej na tyle dobrze, na ile można wyglądać po bitwie z potworami.
- Ann…? – Na przód wystąpił satyr jako pierwszy z grupki. Nieśmiało chwycił za dłoń dziewczyny, ale ona nie odwzajemniła uścisku. Zupełnie, jakby jej tam nie było.
Jej burzowe oczy, były zimne jak stal. Patrzyły obojętnym wzrokiem, całkowicie pozbawionym sensu. Nie zadrgały ani razu. Po prostu patrzyły. I tyle.
Nic się nie …. Przecież nic się nie stało. Absolutnie nic. Nic.
I to właśnie ten wzrok sprawiał, że przyjaciele czuli dreszcze. Cokolwiek się stało, sprawiało to, że Annabeth znowu ogarniało otępienie; dziewczyna znowu zamykała się w sobie.
Nic się nie stało … Absolutnie nic. Nic.
- Annabeth – powtórzyła raz jeszcze Thalia, tym razem bardziej delikatnie; to ona waliła w drzwi. – Co tam się stało? Żadne z nas nie pamięta wszystkiego, mamy mętlik w głowie. O co chodziło z Per … Alfą, Chejronem i tą pozostałą dwójką? Czy Gaja… powraca? Czy w ogóle musi powracać? Co się stało?
Żadne z nich nie miało pojęcia co się stało. Myśleli nie wiadomo co. Byli przerażeni, ale przede wszystkim zagubieni. Annabeth sama nie wiedziała, co się do końca stało. Ale jedno wiedziała. A jej przyjaciele nie.
Nic się … stało. Przecież … się … stało. Absolutnie … Nic.
- Wchodźcie. Powiem wam, co wiem.
Cofnęła się w głąb domku, a na jej twarzy wpłynęło coś na kształt bladego uśmiechu.
Nic.
Przyjaciele wymienili zaniepokojone spojrzenia, ale weszli do środka.
Wnętrze domu młodej architektki było bardzo przytulne, i jak można było się spodziewać, świetnie urządzone.
Większość ścian miała jasny, beżowy kolor, który idealnie kontrastował z głębokim fioletem pozostałych ścian, nabierając przy tym jednocześnie lekko różany odcień. Na podłodze władzę swą roztaczał długi, puchaty dywan, wręcz zapraszając, by się w nim zatopić. Jasne meble rozłożone były w różnych miejscach, tak, że tworzył się odpowiedni klimat, a jednocześnie pomieszczenie nabierało przestrzeni. Dziewczyny były lekko zaskoczone doborem barw; w końcu ich kuzynka w przeszłości zawsze gardziła tym, co uważane było za dziewczyńskie. Wymieniły się tylko zdzwionymi spojrzeniami, i bez słowa usiadły na jednej z wielkich puchowych sof. Po chwili dołączyli do nich Nico i Grover i zaraz cała piątka wygodnie siedziała. Z ust Annabeth wydobyły się trzy krótkie słowa:
- Alfa nie żyje.
Page, Grover i Nico zamarli.
- Nie żyje? – powtórzyła córka Zeusa z powątpieniem. – Annabeth co ty bredzisz? On nie może nie żyć. Jest nieśmiertelny, na miłość boską!
- A jednak.
Chwilę zajęło mi przyswojenie tej informacji. Thalia nagle mocno zbladła, gdy zdała sobie sprawę, że to jednak nie jest żart; Groverowi odeszły wszystkie kolory z twarzy, a Nico wydawał się być jeszcze bardziej ponury niż wcześniej, o ile to możliwe.
- Annabeth! Co ty mówisz?! On nie może nie żyć! Nie może , po prostu nie może!
Córka Zeusa wstała i zaczęła krzyczeć na dziewczynę. Zaraz dołączyli do niej chłopcy, i już po chwili cała trójka była na nogach. Thalia nie mogła się opanować i wciąż powtarzała, że tak nie może być, i że to jakaś pomyłka, a Nico zaciskał mocno zęby i próbował ją uspokoić, jednocześnie zachowując się tak, jakby śmierć Wojownika nie miała dla niego żadnego znaczenia. Grover chodził po całym pokoju, w te i nazad, chowając twarz w dłonie i mamrocząc coś przy tym nieustannie.
Jedynie Page z całej czwórki pozostała na pufie, z Annabeth siedzącą naprzeciwko niej i wpatrującą się w sufit pustym wzrokiem.
Córka Posejdona bacznie obserwowała dziewczynę. Jej wieści nie były dla niej żadnym zaskoczeniem; spodziewała się ich. Miała już czas, by się na nie przygotować. Pozostali : nie. Każde z nich przeżywało tragedię z innej strony. Thalia przez wrzask, krzyki i akty fizyczne. Nico z milczeniem, i pełnym oskarżenia wzrokiem, nie wiadomo czy skierowanym na zebranych, czy nieobecnych właśnie. Grover poprzez płacz. A Annabeth … Annabeth poprzez obojętność. I choć Page chciała pozwolić emocjom popłynąć, i po prosto wypłakać się w czyjeś ramię, nie zrobiła tego. Jej przyjaciele wcześniej, czy później zaczęliby szukać odpowiedzi, a póki co ona była jedyną, by tej odpowiedzi im udzielić.
- Może Thalia. Sam mi to powiedział.
Zebrani znieruchomieli i skierowali wzrok na malutką dziewczynę.
- Co masz na myśli?
- Może lepiej, żebyście usiedli…
- Nie! – krzyknęła głośno Thalia. – Za dużo tych tajemnic, niewyjaśnionych rzeczy! W jednej chwili wszystko się zmienia o sto osiemdziesiąt stopni, a potem znowu w drugą stronę. Więc po prostu powiedz, jaka jest prawda, bo mam tego dość!
Dziewczyna stała, głośno dysząc, a z jej oczu jarzyły się promienie. Nico i Grover wpatrywali się w obie dziewczyny; Nico ze złością, Grover z nadzieją głupca, który wciąż marzy o szczęśliwym zakończeniu.
- Alfa musiał pokonać Gaję. Nie wiem do końca jak, tego mi nie powiedział. Wiem tyle, że chciał ją uśpić, bo nie był na tyle silny by ją pokonać. Ale wychodzi też na to, że na tyle silny by ją uśpić.
- Czyli? – Drążył Nico. – Co takiego zrobił?
- Żeby uśpić Gaję musiał wykorzystać do tego swoją moc. Na jedną cząstkę z jej uśpionej, przypadła jedna z jego. Ale o ile Gaja po prostu się usypiała, to on tą moc oddawał. A ta moc, jego siła jest powiązana z energią życiową.
- Powiązana?
- Tak. Im masz … Moc wynika z twojego żywota. Życie z mocy, częściowo, w każdym razie tak mi to Alfa wyjaśnił.
- Alfa ci to wyjaśniał? Kiedy? – Powtórzył Nico, ze ściągnętymi brwiami.
- Przed bitwą. Ja… Pytałam się go jak ma zamiar pokonać Gaję. A on powiedział mi, że ją uśpi, zużywając do tego swoją moc. I powiedział, że robi to dlatego, że nikt nie ma mocy większej nić Gaja, oprócz Chaosu i …
- Czekaj. – Thalia uniosła rękę. - Skoro nie miał większej mocy, to jak…?
- Miał dokładnie taką samą.
Page spuściła głowę, pozwalając by pozostali dodali dwa do dwóch.
- Czyli poświęcił się?! Poszedł i oddał swoje życie, a ty o tym wiedziałaś, i nic nie powiedziałaś?!
Głos Thalli przeciął powietrze. Cisza była jej odpowiedzią. Dziewczyna powstrzymując łzy wściekłości i rozżalenia wybiegła z domku, a zaraz po niej Grover i Nico.
Page wpatrywała się w Annabeth; pewna, że choć dziewczyna nie zareagowała ani razu, to wszystko do niej dotarło.
- Przepraszam.
Chwyciła za dłoń córki Ateny i mocno ją ścisnęła. Jakiś czas później poczuła jak uścisk zostaje odwzajemniony.
________________________________________________________________
Gdy córka Ateny w końcu zniknęła z pola widzenia, a wraz z nią jej przyjaciele, Ethan podszedł do Tanyi.
- Domyśliła się? – Wyszeptał cicho do dziewczyny, tak, że tyko ona mogła go usłyszeć. Po chwili jej głowa przechyliła się lekko w lewo. Nie.
Oboje spojrzeli raz jeszcze na ciało Alfy. Próbowali doszukać się w nim jakichkolwiek znaków, które potwierdziłyby ich przypuszczenia. Ale na marne.
- Co z nim jest?
Ethan odwrócił się gwałtownie. Stary centaur podszedł do nich bezszelestnie i teraz wpatrywał się z niepokojem w leżącego Wojownika. Tanya już otwierała usta by odpowiedzieć, ale Ethan ją wyprzedził.
- A jak myślisz, Chejronie? Teraz wam się już nie przyda, prawda?
Centaur cofnął się, a na jego twarzy pojawiło się zranienie.
- Ty nie rozumiesz. My…
- Wy co? Chcieliście go jako broń, broni już nie ma.
- Jak śmiesz?! Percy nigdy nie był dla nas tylko bronią, on…
- On co? Nie zastanawialiście się nigdy nad zabiciem go tylko dlatego, że był niebezpieczny, tak? Nie nasyłaliście na niego potworów, po to żeby go trochę pomęczyć, tak? Nie kazaliście mu za siebie walczyć, poświęcać się, umierać…
- Ethan dość!
Tanya jednym płynnym ruchem odsunęła chłopaka, i rzuciła mu ostre spojrzenie, na które on tylko wzruszył ramionami. Ale gdy dziewczyna odwróciła się w stronę centaura, na jej twarzy widniał już smutny półuśmiech.
- Chejronie. – Tanya niechętnie włączyła się do gry chłopaka, jednakże nieco innym sposobem. - Już po sprawie. Naprawdę. Zostaniemy w obozie jeszcze parę dni, upewnimy się co z Gają. Potem wyjedziemy i sojusz zostanie rozwiązany. Być może nawet przyjdzie tu Chaos, tego nie wiem. Spróbujemy się z nim skontaktować.
Jej głoś był ciepły i miękki i stanowił zupełne przeciwieństwo Ethana. Chejron kiwnął głową, ale wciąż wpatrywał się nieruchomo w leżącego Syna Posejdona.
- Chejronie. Idź już. Masz parę ludzi do poskładania. Twoja pomoc się przyda.
Centaur kiwnął głową, wciąż lekko nieprzytomny, ale tym razem odwrócił się i pokłusował w dół wzgórza. Gdy w końcu zniknął im sprzed oczu, Tanya odwróciła się i rzuciła Etanowi wściekłe spojrzenie.
- Musiałeś to zrobić? – warknęła przez zęby. – Naprawdę, człowieku...
- No co? – Chłopak wzruszył ramionami. – Ty też go okłamałaś.
- Nie o tym mówię, ciemnoto!
- To o czym?
Dziewczyna wypuściła się z siebie z sykiem powietrze.
- Nie udawaj greka! Dobrze wiesz o co chodzi! Jak mogłeś mu to wszystko tak wykrzyczeć w twarz! Wiesz, jak on się musi teraz czuć?!
- No i co z tego?
- Co z tego?! Ty antyempatyczny, małostkowy, samolubny…
- Antyempatyczny? – Chłopak uniósł brew.
- Oj wiesz, o co mi chodzi!
Tym razem to chłopak się zezłościł.
- Nie, nie wiem o co ci chodzi! Nie był dla nich nikim ważnym, a gdy ich opuścił, nawet ich to nie obeszło! A gdy wrócił i okazało się, że Alfa to ich drogocenny Perseusz, to nagle całe ich nastawienie się zmienia! Wielki, potężny heros, na usługi bogów! – Głos chłopaka ociekał jadem. – To właśnie od tego Alfa uciekał, pamiętasz?! Pamiętasz, jak nam to powiedział w bibliotece? Pamiętasz?!
- No oczywiście, że pamiętam! – Oburzyła się dziewczyna.
- W takim razie, jak możesz im współczuć! Chcieli go sobie zabrać! Zabrać, po tym wszystkim co on zrobił, żeby do tego nie dopuścić!
- Ale nie musiałeś być tak brutalny!
- Musiałem! Oni muszą być przekonani, że on nie żyje! Jak by się dowiedzieli, jak jest naprawdę, to nie daliby nam spokoju. Trzeba to było zrobić szybko, krótko i boleśnie. Teraz nikt nam nie będzie zawracał głowy.
Przez chwilę oboje łypali na siebie spode łba, aż w końcu dziewczyna ustąpiła i uniosła ręce.
- W porządku! W porządku. Weź Alfę, i idziemy. Ja ukryję Gaję.
Ale gdy blonyn kierował prądami powietrza tak, by unieść Alfą, a Tanya posługiwała się swoimi mocami córki Demeter, by ukryć Gaję, z jej ust wyrwało się jedno słowo.
- Antyempatysta.
- Wolę określenie bezduszny gnojek!
_______________________________________________________________
- Tanya.
Dziewczyna uniosła głowę z nad notatek. Ethan stał przy wejściu do namiotów, które rozbili tymczasowo w lesie, żeby nie mieć kontaktu z domkami półbogów.
- Idziemy?
- Tak. Zostawiłem Alfę w rękach Tabithi. Zaopiekuje się nim. Toby poszedł zebrać resztę Wojowników.
- Yhmy.
Zapadła cisza. Tanya uniosła wzrok i zobaczyła, jak Ethan wpatruje się w nią z niepokojem.
- Teraz, Tanya.
- Ah, tak! - Szybko poderwała się i zaczęła kiwać gorączkowo głową, całkowicie niepotrzebnie. – Tak, chodźmy.
Energicznym krokiem podeszła do chłopaka i wyminęła go przy wyjściu, wydostając się na zewnątrz. Krzątała się już tam całkiem spora grupa ludzi; rozbijali namioty, przygotowywali jedzenie. Parę osób pozdrowiło dwójkę dowódców, ale nikt nie zapytał co się dzieje. Byli nauczeni przyjmować rozkazy bez żadnych pytań.
Ethan pociągnął Tanyę w głąb lasu, a gdy upewnił się, że stoją poza zasięgiem wzroku ludzi, przyciągnął ją do siebie, i otoczył ją ramionami. Dziewczyna próbowała się uspokoić, wiedząc, jak ważne było to w tej chwili, ale na marne.
- Tanya… - Ethan rzucił jej ostre spojrzenie. – Skup się.
- Przepraszam. Po prostu wciąż myślę o Alfie i o tamtym dniu, i o tym czy to wszystko jest możliwe….
- I właśnie dlatego tam idziemy. Żeby się dowiedzieć. A teraz zamknij oczy i skup się.
Dziewczyna kiwnęła głową. Wzięła trzy głębokie oddechy, a po chwili pozwoliła swoim myślom się rozproszyć, rozluźniła mięśnie, wyłączyła wszystkie zmysły…
Nagle poczuła ostry ból, który zniknął równie szybko co się pojawił. Gdy otworzyła oczy zobaczyła przed sobą zmęczoną twarz Ethana.
- Wszystko w porządku? – Wyszeptała, przykładając dłoń do jego czoła.
- Mhm… - Mruknął, z zamkniętymi powiekami. – Ostatnio wydaje mi się, że władza na powietrzem mi się wymyka… Nie potrafię go już tak dobrze kontrolować…
- Bujdy.
Uśmiechnął się, po czym rozchylił powieki.
- A co z tobą? Nie rozczepiłem cię w trakcie teleportacji?
Dziewczyna obróciła się wokół własnej osi.
- Nie, chyba jestem cała. Aczkolwiek nie znoszę, nie znoszę teleportacji...
- To dlatego, że nie robisz tego sama. A ja nie potrafię kontrolować obcych cząsteczek na tyle, żeby…
- Dobra, dobra! Nie musisz mi tego tłumaczyć. Po prostu chodźmy.
Ruszyli plątaniną korytarzy. Znajdowali się w miejscu złożonym ze ścian, można by powiedzieć. Miejscu, które służyło do odnajdywania i szukania. Nic tu nie było poukładane, lub ułożone w jakiejkolwiek kolejności. Pożądana przez ciebie rzecz mogła równie dobrze być metr od ciebie, ale też setki kilometrów dalej. Dosłownie. Jeśli czegoś chciałeś, to musiałeś dokładnie wiedzieć gdzie to jest, i czym jest. W innym wypadku mogłeś krążyć w nieskończoność, nigdy nie znajdując celu, ani wyjścia.
Korytarze były istnym labiryntem, złożonym ze ścian tak wysokich, że nie mogłeś przez nie przeskoczyć, ani niczego zobaczyć, ale tak niskie, że nie sięgały sufitu. Wszystkie mieściły się, można by powiedzieć, w gigantycznym pomieszczeniu, który zdawał się nie mieć końca. Ściany pojawiały się przed tobą i znikały; były i nie były w tym samym czasie. Mogłeś je widzieć, i nie.
Ale najgorsza była świadomość tego, że wystarczyłoby unieść się parę metrów w górę, nad labiryntem, by zobaczyć wyjście. Ale się nie dało. Coś nie pozwalało na lot. Mogłeś umrzeć, ze świadomością, że wyjście jest tuż nad tobą.
- Nienawidzę Nihil esse est* – mruknęła Tanya.
- A czy istnieje ktoś kto nie nienawidzi tej biblioteki?
* po łac. niebyt.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mosqua dnia Pon 20:22, 18 Lut 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Michał
Półbóg
Dołączył: 20 Lis 2012
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:43, 19 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Chciałem bardzo przeprosić za długą nieobecność ;(. Rozdziały jak zwykle świetne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mosqua
Administrator
Dołączył: 04 Lut 2012
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Krakowa! Ktoś jeszcze?
|
Wysłany: Czw 21:50, 28 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Nie mam wiele do powiedzenia. Naprawdę. Cyba tyle,że nie jestem zadowolona z tego rozdziału, a ponadto okazał się być dużo krótszy, niż myślałam, że będzie.
No i jeszcze jedno. W ciągu dokładnie dwóch tygodni kończę. Za dwa tygodnie ta historia nie będzie miała już nowych rozdziałów. Zostało nam ich dwa, nie licząc poniższego, i epilog. Więc ... wiecie.
Chyba pozostaje mi tylko zaprosić do czytania. Jakoś nie czuję się, żeby dawać dedykacje.
Soundtrack :
25 - Farewell To Dobby - Harry Potter and the Deathly Hallows Soundtrack (Alexandre Desplat) watch?v=GhtZB96yWNQ
Rozdział XV
- Ethan? Jesteś pewien, że to w tę stronę? – zapytała Tanya, przy kolejnym skręceniu w inny korytarz. – Bo wiesz, ja naprawdę nie chcę się tutaj zgubić.
- No i się nie zgubisz. Wiem, gdzie idę.
Dziewczyna uniosła ręce w górę.
- Okej! Okej. Ale jeśli zgubimy się tutaj na śmierć, to będę winić tylko i wyłącznie ciebie, i przez cały czas będę ci to wypominać.
- Wiem.
Stanęli przed kolejnym rozgałęzieniem korytarzy. Tanya mogłaby przysiąc, że gdyby nie podnosiła wzroku to otoczenie wyglądałoby jak zwykły hal, przedpokój. Ale za każdym razem, gdy unosiła głowę, widziała zamiast sufitu niebo, albo coś niebo-podobnego. Wiedziała, że podskakiwanie w górę nie ma sensu; nawet Ethan, który był przecież synem Eosa, nie mógł wnieść się tutaj w powietrze. Ale za każdym razem odczuwała taką gwałtowną, trudną do oparcia pokusę, aby jednak wziąć i …
- Nawet o tym nie myśl. – Zimny głos blondyna ściągnął ją na ziemię, dosłownie i w przenośni. – Dobrze wiesz, że jest to całkowicie pozbawione sensu.
Prychnęła.
- Czemu ty musisz być taki…! – Urwała, szukając odpowiedniego słowa. - Zachowujesz się zupełnie inaczej niż Raf.
Natychmiast pożałowała swych słów, gdy tylko dobiegło ją ostre spojrzenie chłopaka.
- Nie wspominaj o Rafindylli.
Na korytarzu panuje absolutna cisza. Słychać tylko czyiś spokojny, równomierny oddech.
Blondyn wpatruje się nieruchomo w białe drzwi sali szpitalnej. Czeka.
W pewnym momencie ciszę przerywają czyjeś pospieszne kroki; zza rogu wyłania się czarnoskóra dziewczyna.
- Co z …?
- Nie wiadomo. Wciąż tam siedzi.
Dziewczyna kiwa głową. Już ma podejść bliżej, gdy nagle szpitalne drzwi otwierają się z hukiem. Z wyjścia wynurza się ciemna postać w kapturze. Przez chwilę panuje cisza.
- Alfa?
Nie reaguje. Dziewczyna zerka niepewnie na blondyna, po czym powoli zbliża się do postaci. W końcu jest tuż przed nią.
- Alfa? Czy Raf…?
Nie kończy pytania, bo zna już odpowiedź. Dziewczyna chce tylko usłyszeć jakieś zaprzeczenie, cień nadziei. Tak, tak, Rafindylla, wasza najlepsza przyjaciółka, została ukąszona przez najgroźniejszą krzyżówkę, ale nie ma co się martwić, wyjdzie z tego.
Ale niczego takiego nie słychać. Czarnoskóra nie wytrzymuje i zrzuca kaptur z głowy Alfy. Ale zamiast błękitnych oczu, do których tak się przyzwyczaiła, widzi zielone, morskie.
- … Alfa…?
Skręcili w kolejny korytarz. Dziewczyna już dawno się zgubiła i może tylko mieć nadzieję, że syn Eosa wie, dokąd zmierza.
Wszyscy Wojownicy wyszli już z Sali, idą powiadomić Chaos'a. Została tylko ich dwójka; czekają na jego wybudzenie. I w końcu powieki chłopaka rozwierają się, i już po chwili patrzy na nich para niebieskich oczu.
- Ethan…? Tanya…? Co wy tu robicie? – Jego głos jest zachrypnięty i tym trudniej jest wytrzymać, słuchając go. Dziewczyna przykłada dłoń do ust chłopaka i kręci głową, uśmiechając się lekko.
- Nie powinieneś teraz mówić. Musisz odpocząć. Udało ci się przeżyć.
W oczach Alfy nie dostrzega tego, czego się spodziewała, ale ignoruje to. Chłopak wyraźnie chce coś powiedzieć, ale ona kręci głową.
- Musisz odpocząć. Potem będziemy odpowiadać na twoje pytania.
Ale on skupia na sobie jej wzrok i patrzy rozpaczliwie. Dziewczyna niechętnie zdejmuje dłoń z jego ust.
- No dobrze. Ale tylko jedno pytanie.
Ethan podchodzi blisko i teraz oboje pochylają się nad chorym, tylko po to, by ten nie musiał nadwyrężać głosu.
- Czy… Czy jest tu, z nami … Raf?
Tanya nie potrzebuje czasu na zastanowienie się nad odpowiedzią.
- Nie, niestety musiała coś załatwić, ale jak tylko skończy, to…
- Rafindylla nie żyje. – Przerywa jej bezlitośnie Ethan. Tanya obrzuca Wojownika ostrym spojrzeniem pełnym wyrzutu, ale on ją ignoruje. Nie zamierza kłamać, i nie zamierza pozwolić, by jego przyjaciel było okłamywany.
Ale Alfa zdaje się nie na to czekać, i zupełnie go to nie dotyka.
- Ale… Czy jest tu z nami? Czy Raf… jest tu z nami…?
Para wymienia zaniepokojone spojrzenia.
- Nie… Nie ma jej tu.
Nadzieja w oczach chłopaka gaśnie.
- Wiesz… Nie musiałeś się wtedy wtrącać, gdy…
- Gdy kłamałaś?
Tanya zatrzymała się oburzona.
- Wcale nie kłamałam! Chciałam tylko, żeby przez chwilę był szczęśliwy, zanim…
- Zanim co, Tanya? Przecież Alfa wiedział, że Rafindylla nie żyje. On chciał się tylko dowiedzieć, czy on też.
- Nie mów tak.
- Nie mów jak, Tanya? Nie mów jak? – Ethan zatrzymał się. Jednym ruchem ręki obrócił dziewczynę twarzą do siebie i zacisnął dłonie na jej ramionach. – Chciał umrzeć! Podporządkował temu wszystko! Nie mów, że nie pamiętasz.
Z je ust wydobył się tylko cichy szept.
- Pamiętam.
Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło, aż w końcu Tanya niezręcznie wysunęła się z uścisku chłopaka.
- Chodźmy.
Ruszyła przed siebie, ale gdy on pozostał w miejscu, zatrzymała się i machnęła na niego ręką, zniecierpliwiona.
- No co?
- Chyba już jesteśmy.
I nagle, jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki wszystko się zmieniło. Podłoga osunęła się spod ich stóp, ściany zniknęły, i zaraz zalała ich fala światła.
Spadali.
_____________________________________________________________________________________
Gdy w końcu otworzyli oczy, znaleźli się w nicości. Dosłownie. Wszędzie dookoła panowała istna pustka. I tylko jedna, jedna jedyna rzecz, której szukali.
Parę metrów przed nimi, albo może parędziesiąt, unosiło się w górze czarne, opasłe tomisko. Nie miało napisanego autora, czy chociażby tytułu. Całe, nawet stare, poniszczone stronnice, oblane było czernią, która idealnie kontrastowała z bielą otoczenia. Z wnętrza księgi emanowała energia, kusząc by wyciągnąć rękę i spróbować jej dotknąć.
- To tutaj – szepnęła Tanya, próbując zrobić krok do przodu.
- Czekaj.
I jak na zawołanie spod ich stóp wysunęła się biała, niekończąca się podłoga. Zaraz wyrosły z niej cztery ściany, układając się wokół pary w idealny kwadrat. Nigdzie nie było drzwi, ani okien. Byli zamknięci w białym sześcianie.
- To tutaj! To musi być tutaj. Ostatnio też tak było, prawda? Chodźmy!
Dziewczyna pociągnęła mocno za dłoń chłopaka, i wspólnie zrobili krok do przodu. Byli teraz naprzeciw czarnej księgi i żadne z nich nie było do końca pewne, co mają teraz zrobić.
Przez jakiś czas panowała cisza. W oczy biło im oślepiające, białe światło, a nogi uginały się ze strachu. Ale nic nie zrobili. Czekali.
I wtedy zaczęło się. Księga drgnęła. Najpierw trochę w lewo, potem trochę w prawo. Uniosła się o parę cali i opadła. Zaczęła drżeć, mocniej i mocniej, i zaraz cała sala się trzęsła.
A wtedy rozległ się straszliwy wrzask i tomisko otworzyło się.
W parę uderzyła głęboka czerń, która zdawała się wciągać ich i wciągać. Ściany malały i zbliżały się do środka pokoju, robiąc go coraz mniejszym i mniejszym. Białe światło znikało w czeluściach przedmiotu, a dookoła robiło cię coraz zimniej. Aż w końcu, księga wydała z siebie ostatnie tchnienie i wchłonęła całą jasność.
Zapanowała ciemność.
Tanya ścisnęła dłoń Ethana, tylko po to by upewnić, że chłopak wciąż przy niej jest. Uścisk został odwzajemniony.
I wtedy czarne stronnice księgi wrzasnęły. Para odskoczyła do tyłu, a przed nimi uformowały się świetlne znaki, wijąc się w skomplikowane wzory. Cały czas słychać było przeraźliwy krzyk księgi, oddającej swoją wiedzę.
- Tanya, już! Już wiemy, musimy iść!
Ale napisy wciąż biły ich w oczy i zdawały się rosnąć, rosnąć i rosnąć, aż w końcu całkowicie ich pochłonęły.
_________________________________________________________________________________________________________
Gdy otworzyli oczy, znaleźli się znów w bibliotece, na tym samym korytarzu, na którym wcześniej zniknęli. Dookoła panowała absolutna cisza, i dosięgnąć mogło ich już jedynie zimno.
Przez chwilę panowała cisza, ale gdy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, już wiedzieli.
- Musimy powiedzieć Chaosowi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|